Archive for the ‘Wyścigi’ Category

7. Półmaraton Poznań. 06.04.2014   Leave a comment

Poznań półmaraton 06.04.2014 053

Wyścig na lajcie-czyli jak przejechać półmaraton na rolkach bez większych przygotowań. Przyznaję szczerze, że moje przygotowanie do tego sezonu było tej zimy żadne. Kiedy na pod koniec lutego moje życie ustabilizowało się nieco, uświadomiłem sobie, że formy w tym sezonie nie będzie.

W niedzielę rano wpadają Redan i Szmytek i na jakieś pół godzinki przed startem wyruszamy w rejon startu koło poznańskiej Malty. Chłopaki podekscytowani snują plany kto, z kim, jak i kiedy. JA po prostu mam zamiar przejechać się legalnie po ulicach poznania i dobrze się bawić. żadnych ambitnych celów. Może uda mi się nie zmarudzić za bardzo powyżej godziny. Na starcie lekko rozgrzany dojazdem po ulicy Baraniaka słyszę że ktoś mnie woła. Rozglądam się wkoło. Widzę kto lecz nie rozpoznaje od razu. Po chwili gadam już z Krzyśkiem S. z Puszczykowa i jego rodzinką o tym co słychać w starym miasteczku i o czym ludziska gadają. Bryluję jeszcze chwilkę pomiędzy innymi uczestnikami biegu i po chwili startujemy. Ruszam bardzo spokojnie i przez pierwszych kilkaset metrów ucinam sobie pogawędkę z CrazyPete. Rozstajemy się szybko ponieważ nie wytrzymuję lajtowego tempa Piotra i dalej zahaczam się to do jednej to do drugiej grupki rolkarzy starając się nie zmęczyć za bardzo. Daję zmianę od czasu do czasu i tak w dość spokojnym rytmie jedziemy sobie do przodu. Na Kurlandzkiej spotykam Anię z  Gdyni i “wciągam” ją niemalże na siłę za siebie. Trzeba pomagać znajomkom z pomorza. Gdy wpadamy w ulice Piłsudskiego przyspieszam lekko i podganiam do dwójki jadących przede mną. Spokojnym tempem jedziemy Zamenhofa. Na pagórkach Hetmańskiej na mostach odczuwam lekko braki treningów lecz staram się nie wypaść z grupki w której jadę. Po zjeździe na ulicy Wspólnej zbijamy się znowu w grupkę i doganiamy Anię która odskoczyła nieco. Znów wciągam ja do grupy. Gadamy chwilę i gdy tempo nieco spada przejmuję inicjatywę proszę Anię żeby nie wychodziła na zmiany to nieco odpocznie. Wołam do chłopaków żeby jechali po krótkich 3 minutowych zmianach i w ten sposób śmigamy dość żwawo Drogą Dębińską aż do końca Garbar. Za skrętem w Mostową Nikt już nie chce wyjść na zmianę więc ciągnę grupkę spokojnie dalej. Jakichś dwóch kolesi wyrywa z tyłu kolejki i gna do przodu.

Poznań półmaraton 06.04.2014 045 NA Kórnickiej na moście mam dość. Zjeżdżam lekko na bok i na siłę wbijam się się do tyłu mojej dość już licznej grupki. Na Baraniaka wszyscy wyrywają mocnie do przodu ale jest pod górkę i nie udaje im się odjechać za daleko. Na metę wjeżdżam z czasem 50:16. Kurczę nie źle ja na tak przebomblowaną zimę. Chyba dało o sobie znać doświadczenie i technika. Odbieram medal, odszukuje Danusię która czekała na mnie przy barierkach i po chwili rozmów ze znajomymi dziękuję wszystkim za wspólna jazdę i wracamy do domu wzdłuż Baraniaka dopingując biegnących jeszcze zawodników. Świetny dzień, wspaniała pogoda i rewelacyjne samopoczucie sprawiły że czuje się nadzwyczaj dobrze. Idzie wiosna…  nie tylko w przyrodzie…

 

Fresh

Poznań półmaraton 06.04.2014 048

Posted 6 kwietnia 2014 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with ,

Puchar wielkopolski Roll4life 01.05.2013–majówka na rolkach   Leave a comment

Puchar Roll4life 1 163

Puchar Roll4life 1 261Pierwsze zawody z cyklu Pucharu wielkopolski organizowanego przez klub Roll4life. Fajnie bo nasze, blisko i całkowicie dla zabawy… W gronie przyjaciół i znajomych oraz niektórych klientów najlepszego sklepu rolkarskiego w Wielkopolsce.  Roll4life było zarówno organizatorem, sponsorem jak i głównym uczestnikiem. Kilka minut po jedenastej docieramy do lodowiska iglo Park  w Suchym Lesie, gdzie miały odbyć się zawody. Rozegraliśmy kilka konkurencji w dwóch kategoriach – Speed oraz Wielobój. W skład kategorii Speed wchodziły biegi sprinterskie na dwa okrążenia oraz wyścigi trójek na 5 okrążeń i wyścig na eliminacje na 30 okrążeń.  Aby wziąć udział w wieloboju, oprócz wyścigów speedowych zawodnicy musieli zmagać się jeszcze z konkurencjami takimi jak speed slalom, jazda pod tyczką oraz jazda indywidualna tyłem na czas. Cztery ogromne pizzę zwieńczyły wysiłek ścigaczy i Freestylowców. Świetny dzień, świetna zabawa, doskonałe miejsce i doborowa kompania zawodników.  Pasia wylosowała nagrodę pocieszenia którą był komplet nowiusieńkich kółek do jej rolek. Teraz pora na omawianie błędów organizatorskich, podsumowania, refleksje nad niedoskonałościami naszej organizacji. Niebawem kolejna odsłona Pucharu ROLL4LIFE

Puchar Roll4life 1 333      Puchar Roll4life 1 218

Puchar Roll4life 1 147     Puchar Roll4life 1 346

Puchar Roll4life 1 342

Pozdrawiam

Fresh

Poznań 6 półmaraton 07.04.2013   2 Komentarze

półmaraton poznań 2013 112

Nie rozpieściła nas wiosna tego roku. Po kilku słonecznych i ciepłych dniach na początku marca, przywaliło śniegiem i mrozem zamykając jednocześnie rolkarzom możliwość trenowania na powietrzu. Jeszcze na kilka dni przed zawodami na ulicach i chodnikach zalegało sporo śniegu, a wielkanocne święta przypominały aura raczej boże narodzenie. Dzień przed półmaratonem popołudniu wyjrzało słoneczko i temperatura wzrosła nieśmiało do 5stopni powyżej zera. Rankiem w niedziele spoglądam na stacje pogodową i sprawdzam temperaturę na zewnątrz. Jest 3,5stopnia ale rośnie powoli w miarę jak szykujemy się do startu. Parę minut przed ósmą wpadają Redan i Szmyta, a chwile po nich Szary. W dobrych humorach szykujemy się i przebieramy.  Pasia z Pajeczakiem szykują sprzęt do robienia zdjęć i na 30 minut przed startem wyruszmy z Polanki w kierunku startu na poznańskiej Malcie. Jest nieco ponad 5 stopni i daje się odczuć chłodny lekki wiaterek, ale słoneczko dość szybko podnosi temperaturę i spodziewam się ze będziemy się ścigać w temperaturze  około 8 stopni. Spotykam znajomych z całej polski i wszyscy serdecznie witamy się po ciężkim zimowym okresie rozstania. Dobrze znów zobaczyć te uśmiechnięte “ryjki”.  Z racji przedłużonej zimy nie czuje si,e jakoś specjalnie przygotowany kondycyjnie do wyścigu, choć siła i chęć ścigania jest. Wiem, że moja wytrzymałość pozostawia wiele do życzenia i postanawiam jechać od samego początku równo i spokojnie. Ruszamy punktualnie i przez chwilkę jadę z Marianem i jego kolegą ale kilka metrów z przodu jedzie grupka trzech dziewczyn odjeżdżających powoli od nas. Patrzę na mój prędkościomierz i decyduje się przyłączyć do tej właśnie grupki. Co będzie później – zobaczymy.  Zostawiam Mariana i jego kolegę podganiając do przodu ale już po chwili okazuje się że dziewczyny jadą bardzo nierówno i chaotycznie , więc postanawiam zrobić krok do przodu i spokojnie równo jadę swoim tempem zostawiając panie samym sobie.  Mniej więcej na czwartym albo piątym kilometrze na ulicy Inflanckiej zawieram układ z Piotrem (albo z Pawłem) i zaraz potem dołącza do nas Paweł (albo Piotr)- mam nadzieje że koledzy wybaczą mi to wahanie ale nie pamiętam który jest który.  Dołącza się także koleżanka która pyta czy może się zabrać na ogonek. nie mamy wątpliwości że nie będzie pracowała z nami tylko chce się troszkę przewieźć ale co tam , jedzie z nami i już. Od Piłsudskiego jedziemy już razem kontrolując tempo aby w tej małej grupce pokonać przeciwności trasy. Zmieniamy się często starając się utrzymać dobrą prędkość i nie zmęczyć za bardzo. Jest fajnie temperaturka zrobiła się bardziej komfortowa i właściwe ubranie się (wielowarstwowe) daje wrażenie komfortu. Wycinamy Hetmańską w o niebo lepszym stylu niż ja sam w zeszłym roku gdzie odpuściłem grupkę wydając się na pastwę wiatru. Tym razem docieram do ul. Rolnej w dobrej kondycji i w dobrym czasie. Na Wspólnej przed zjazdem oglądam się za siebie i widzę jak koleżanka zostaje w tyle. Zjazd pokonuje zachowawczo i zaraz potem przyspieszam doganiając dwóch pozostałych zawodników. Informuje ich krótko że zostaliśmy sami. Chwile jeszcze oglądamy się za siebie, aby po chwili stwierdzić, że strata jest zbyt wielka abyśmy czekali i ruszamy zgodnie dalej swoim tempem. półmaraton poznań 2013 085Szybko pokonujemy Piastowska i na Drodze Dębińskiej równiutko jedziemy doganiając powoli jednego rolkarza zmagającego się z lekkim aczkolwiek przeciwnym wiaterkiem na tej długiej prostej. Doganiamy go na ulicy Garbary i zapraszamy do współpracy na resztę trasy. jest juz dobrze zajechany i widać że raczej potrzeba mu pomocy niż współpracy. Cóż- myślę- rok temu ja potrzebowałem takiej pomocy i nie było nikogo do kogo mógłbym się podłączyć. Na nawrocie w Mostowa doganiamy następnego zawodnika. Ten jednak widząc że jesteśmy tuż za nim przyspiesza. “Bierz go…” – podpowiada mi cos w głowie, ale moja umowa z pozostałymi zawodnikami w grupie hamuje moje zapędy i czekam chwilkę aż dojada koledzy. jedziemy dalej razem a zawodnik przed nami ciągle walczy abyśmy nie mogli go dogonić. Wjeżdżamy na Baraniaka i Kolega przed nami znacznie przyspiesza. Ma siłę skubany. Przyspieszamy i kolego który dołączył do naszej trójki ostatni zostaje w tyle. Mocne krótkie zmiany nie pomagają. Nie dochodzimy go i w alejki Maltańskie wpadamy dobrze już zmęczeni pościgiem. Ostatnia prosta i finisz. Kończę wyścig z czasem 54:08 min. Lepiej niż poprzednio. Baaa… lepiej chyba niż kiedykolwiek w Poznaniu. Nie  czuje się jakoś bardzo skatowany choć końcówka wyścigu była dość mocna. Na mecie strzelamy jeszcze kilka fotek, zjeżdżamy na dół i oglądamy dekoracje, po czy naokoło Malty wracamy na Polankę. Długo jeszcze siedzimy i obgadujemy mocne i słabe momenty trasy oraz kto komu cos albo kto nikomu nic… Dobry początek sezonu zapowiadający na prawdę dobry okres w pokręconym ostatnio życiu Fresha. Nieco więcej fotek niebawem w albumie.

półmaraton poznań 2013 096

półmaraton Poznań 2013

półmaraton poznań 2013 014  półmaraton poznań 2013 106

 

Fresh

Posted 7 kwietnia 2013 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , ,

Bieg Przyjaźni–Widziszewo Fotorelacja   1 comment

bieg Przyjaźni Widziszewo 117bieg Przyjaźni Widziszewo 007bieg Przyjaźni Widziszewo 008bieg Przyjaźni Widziszewo 010bieg Przyjaźni Widziszewo 021bieg Przyjaźni Widziszewo 023bieg Przyjaźni Widziszewo 029bieg Przyjaźni Widziszewo 032bieg Przyjaźni Widziszewo 038bieg Przyjaźni Widziszewo 042bieg Przyjaźni Widziszewo 055bieg Przyjaźni Widziszewo 056bieg Przyjaźni Widziszewo 057bieg Przyjaźni Widziszewo 058bieg Przyjaźni Widziszewo 059bieg Przyjaźni Widziszewo 078bieg Przyjaźni Widziszewo 082bieg Przyjaźni Widziszewo 086bieg Przyjaźni Widziszewo 088bieg Przyjaźni Widziszewo 091bieg Przyjaźni Widziszewo 094bieg Przyjaźni Widziszewo 095bieg Przyjaźni Widziszewo 138bieg Przyjaźni Widziszewo 141bieg Przyjaźni Widziszewo 145bieg Przyjaźni Widziszewo 147

Pozdrawiam

 

Fresh

Bieg Nojiego – 33 Półmaraton Notecki. Fotorelacja 05.08.2012   1 comment

bieg Noijego 111bieg Noijego 004bieg Noijego 021bieg Noijego 022bieg Noijego 037bieg Noijego 063bieg Noijego 040bieg Noijego 110bieg Noijego 112bieg Noijego 114bieg Noijego 115bieg Noijego 116bieg Noijego 117 Bieg Nojiego

 

Fresh.

5 Skate Maraton Borów Dolnośląskich Osiecznica 24.06.2012.   4 Komentarze

Osiecznica 2012 234

Ból z jakim przyszło mi się zmierzyć na tym wyścigu przerósł szczyt moich wyobrażeń. Ale po kolei… Do Osiecznicy wyruszam dzień wcześniej razem z Pasią, Dżobem, Szmytem i Redanem. Planujemy spać w aucie i namiocie na polance przy miejscu startu, ale chłopaki załatwiają na prędce nocleg w pensjonacie i suma sumarum po przyjeździe na miejsce okazuje się , że śpimy w tym samym miejscu co rok temu . Wieczór mija spokojnie, czuje się świetnie i nic nie zapowiada tragedii następnego dnia. Nawet pogoda zdaje się być wymarzona. Na jutro zapowiadają słoneczko z chmurkami i lekki wiaterek. No SUPER !… Przed siódmą budzą nas dzwony pobliskiego kościoła. Na starcie jesteśmy nieco przed godziną dziewiątą odbieramy numery startowe i spokojnie brylujemy po polance zagadując to tu to tam.  Jest coraz cieplej a znikoma ilość chmurek znika gdzieś szybko i jeszcze przed startem robi się naprawdę gorąco. Ale co tam… przecież lubię jak jest ciepło… Rozgrzewam się i po krótkiej przejażdżce postanawiam dociągnąć jeszcze sznurówki. Oficjalne rozpoczęcie, zjeżdżamy na start do odległego o 2km lasku i w miarę punktualnie rozpoczyna się wyścig. Nie czuje jakiegoś stresu i jest na prawdę fajnie. Jadę szybko ale spokojnie wiedząc że nie ma co się zrywać. Wyścig jest długi a ja musze załapać się do jakiejś w miarę mocnej grupy. Trochę przypomina to loterię. Nigdy nie wiadomo jak mocna grypa się uformuje. Chwytam się za zawodnikiem z “Tempisha” i za mną natychmiast formuje się dość spora kolumna. Wychodzę na krótka zmianę, prędkość jazdy momentami sięga 40km/h. Odpuszczam po dwóch kilometrach i schodzę do środka kolumny. Nie ma co się szarpać, ta grupa niebawem zapewne podzieli się na dwie i lepiej żebym był w tej słabszej. Schodzę na koniec kolumny i ze spokojem czekam na to co się wydarzy. Na pierwszym bufecie omijam wodę bo mam przecież własną butlę z której pociągam co jakiś czas. Jadę za jakimś wysokim Niemcem w zielono granatowym stroju. Gdzieś koło szesnastego kilometra odpadam od grupy i zostaje nas tylko trzech. Ja, zawodnik z Niemiec z którym jadę dając sobie zmiany i jakiś gość w stroju Discovery z przodu nieskory do współpracy. Na półmetku spoglądam na polar : 45:13. Świetny czas. Jeśli utrzymamy to tempo to maraton w 1:30… Wiem że pewnie trochę zwolnimy, ale dodaje mi to nadziei na dobry wynik. W Ołoboku Zawodnik w stroju Discovery dołącza do nas ale nie daje zmian. Szkoda… było by to pewnie z korzyścią dla nas wszystkich.  Zawracamy na pętli autobusowej. Omijam kolejne butelki z wodą pociągając nieco płynu ze swojej butli. Czas na żela.  Wcinam spokojnie mojego żelka popijam spora ilością płynu i staram się utrzymać za “moim” Niemcem.

Osiecznica 2012 155Czuję jak w stopy robi mi się gorąco. Gdzieś w okolicy trzydziestego kilometra odczuwam już takie pieczenie w butach jakby ktoś wlał mi tam wrzący olej. Oddaje zmianę koledze w Discovery a ten zamiast spokojnie jechać równo ciągnąc nasz mały team wyrywa do przodu. Znów zostajemy z Niemcem sami. Słyszę jak ktoś z boku woła : “Jeszcze dycha… !!” Odpuszczam… Ból w stopach staje się nie do zniesienia. Niemiecki kolega który dawał mi wsparcie tak długo odjeżdża coraz dalej a ja nic nie mogę na to poradzić. Walczę z bólem… Zbieram się i po chwili skracam nieco dzielący nas dystans. Nie daję rady… Z każdym odepchnięciem ból staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Na wysokości zawrotki na szesnastkę odpuszczam całkowicie. Dla mnie ten wyścig zakończył się właśnie teraz… Ostatnie osiem kilometrów toczę się z nogi na nogę walcząc z nieodparta chęcią zdjęcia butów. Zdaję sobie sprawę ze jeśli to zrobię to  nie dotrę do mety o własnych siłach. Z opuszczonym czołem patrzę na wyprzedzających mnie rolkarzy… Toczę się a czas jakby stanął w miejscu… Kilometrów mi nie ubywa a moje stopy sięgnęły chyba samego dna piekieł… Kończy mi się płyn ale nie ma to już większego znaczenia… Pięć, cztery, trzy kilometry do mety. Jadę chwilkę za jakąś parką rolkarzy ale ból jest nie do zniesienia. Kilometr… Pięćset metrów… Za zakrętem już widzę koniec mojej katorgi. Przejeżdżam metę z czasem 1:44:51. O pięć minut gorzej niż rok temu…. A miało być tak pięknie… Zwalam się na trawę koło robiącego zdjęcia Krzyśka Plicha i staram się nie krzyczeć z bólu. Pasia pomaga mi dotrzeć do auta. Schładzam stopy zimną wodą ale to daje tylko chwilowa ulgę… Suplementuję węglowodany, uzupełniam płyny w organizmie, leżę… O własnych siłach wstaję po półtorej godzinie. Powoli wracam do świadomości tego co się koło mnie dzieje. Chodzenie sprawia mi ogromny ból ale musza jakoś rozchodzić spuchnięte stopy… nie mam pojęcia co się stało. Wiem tylko że nie mam ochoty aby przytrafiło mi się to jeszcze kiedyś… Łykam ibuprom i ból maleje do takiego poziomu, że mogę swobodnie chodzić. Koło godziny 15:00 wyruszamy w drogę powrotną.

Osiecznica 2012 154 Osiecznica 2012 242Przechwytywanie

Nie zapomnę tego wyścigu do końca życia… Pora na przeanalizowanie tego co się naprawdę stało z moim organizmem i co mogę na to zaradzić następnym razem. Za rok znów będzie okazja pojeździć po przepięknych terenach Borów Dolnośląskich .

 

Fresh

 

Posted 24 czerwca 2012 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , ,

XI Cracovia Maraton 21.04.2012   3 Komentarze

Cracovia MAraton 2012 002

Cracovia MAraton 2012 007Ciepło i wilgotno przywitał w tym roku rolkarzy “11 Cracovia Maraton”. Około dwie godziny przed startem zabłyskało, zagrzmiało i lunęło rzęsistym deszczem, niwecząc nadzieje Fresha na szybki wyścig w komfortowo zapowiadających się jeszcze koło południa warunkach. Nieco zawiedziony spokojnie przekładam łożyska specjalnego przeznaczenia do złych warunków atmosferycznych. Wymontowane z jakiegoś starego zestawu i przygotowane specjalnie do wyścigu w wodzie teraz mają się przydać. Leje jak z cebra gdy w przeciwdeszczowej kurtce okrążam krakowskie Błonia próbując się rozgrzać przed startem. Ne startowałem jeszcze w tak kiepskich warunkach na pełnym dystansie maratonu. Zrobiło się całkiem chłodno i wiele wiatr gdy stoimy w boksie startowym. Tuż przed rozpoczęciem jakby nieco się uspokaja dodając trochę otuchy wszystkim szczękającym zębami przemoczonym zawodnikom. START. Rozpoczynam spokojnie mając w pamięci zeszłoroczny wyścig gdy tak szybko się wypaliłem. Gdzieś na początku drugiego okrążenia łapie się na  “ogonek” za jakimś zawodnikiem w czerwonym uniformie. Dobrze się jedzie i koleś stopniowo zwiększa prędkość. Widzę Jakintona dopingującego mnie i dającego naprędce rady jak mam jechać… Pod koniec trzeciego kółka spoglądam na prędkościomierz i mamy średnią 24,5km/h. Noooo… nie źle – myślę i pełen nadziei chowam się ciągle za plecami mojego “ciągnika”. Deszcz całkiem już przestał padać , jednak asfalt jest nadal bardzo śliski. Gdzieś na trzecim, alb o czwartym okrążeniu nasz układ ulega zachwianiu. Dołączają jacyś inni zawodnicy i tempo zaczyna wzrastać rozrywając co chwile kolumnę. Wytrzymuje kilka przyspieszeń po zakrętach i ciągle trzymam się w “kluczu”. Niestety na pierwszej prostej piątego okrążenia  odpadam nieco od grupy. Tempo znacznie wzrosło i postanawiam zaczekać na następny pociąg. Zbyt szybkie tempo jazdy mogło by spowodować że będę miał problemy z dotarciem do mety… Całe okrążenie jadę sam starając się utrzymać średnią prędkość jazdy, aby zbyt wiele nie stracić.

Cracovia MAraton 2012 011Dogania mnie całkiem spora grupka do której podhaczam się spoglądając za siebie. Pusto… Na następna okazję będę musiał długo czekać, zatem bez względu na wszystko musze się utrzymać. Niestety i w tej grupie spore zwiększanie prędkości w zakrętach i tuz za nimi powoduje, że tempo jazdy jest nerwowe i rwane. Zaczynam się męczyć lecz wytrzymuję tak przez jakiś czas. Na półmetku sprawdzam czas – 52 minuty. Tyle co w zeszłym roku w komfortowych i suchych warunkach – myślę. Nie czuje się jeszcze mocno zmęczony więc spokojnie przyspieszam i doganiam rozerwaną grupkę za każdym zakrętem. Jedziemy dość równo każde okrążenie. W okolicach 8:40 do 8:50. Tak do dziesiątego okrążenia. Po jednym ze sprintów na dziesiątym okrążeniu odpadam. Wiem że to nie rozsądne ale nie daję już rady utrzymywać takiej prędkości i musze złapać nieco oddechu. Średnia zaczyna nieco spadać… Całkiem opadam z sił pokonując następne okrążenie chyba tylko siłą woli. Ostatnie trzy kółka jadę za zawodnikiem którego znam z widzenia. Staram się uspokoić nieco oddech i nieco zregenerować siły na ostatnie kółko, żeby wykorzystać na nim ostanie rezerwy energii. Czuje jak na ostatniej prostej nogi przestają mnie słuchać… Grzeję…. Na metę wpadam z czasem 1:48:33… O cztery minuty lepiej niż w zeszłym roku ! I to w jakich warunkach…! Jest dobrze… Przydał się ostatni trening w deszczu, choć wcześniejsze treningi z BLU nie dawały mi zbyt wielu nadziei na poprawienie zeszłorocznego wyniku… Mimo wszystko WARTO TRENOWAC Z SILNIEJSZYMI. Daje mi to pojęcie jaki jestem słaby, jednocześnie podnosząc moją wytrzymałość i odporność psychiczną. Wieczorem popijam czerwone winko u Rysia. Czas szybko mija na wspomnieniach…  Start w Krakowie zaliczam do udanych i z nadzieją oczekuję na następny w Osiecznicy. Mam jeszcze sporo do zrobienia…

Cracovia MAraton 2012 012 cracovia maraton

cracovia maraton 2

 

Fresh

 

Poznań półmaraton 01.04.2012   3 Komentarze

Przechwytywanie

Do poznańskiego półmaratonu przygotowywałem się dość długo, zważywszy na fakt, że jest to dość mało istotny wyścig. Jednak otwarcia sezonu chyba każdy wyczekuje  ze spora dozą niecierpliwości. O wyścigu zacząłem myśleć już pod koniec stycznia, gdy po miesiącach spędzonych na budowaniu tak zwanej bazy rozpoczynałem trening wytrzymałościowy. Zmiana intensywności ćwiczeń szybko dała o  sobie znać i osłabienie odporności odbiło się (na szczęście niezbyt długą ) infekcja która spowodowała konieczność przerwania treningów na ponad tydzień. Gdy w lutym wznawiałem treningi  wiedziałem już, że na poznański wyścig będę jeszcze w końcowej fazie przygotowań. Nie przeszkadzało mi to w zasadzie, aż do czasu gdy pierwszy raz w tym roku wybrałem się na trening na Krzesiny. Pierwsza samotna mordercza walka z Krzesińskimi powiewami wiatru otworzyła mi oczy na to jak daleko w tyle jest moja wytrzymałość. Treningi rolkarskie poprzedzałem jeszcze treningami siłowymi bardzo skrupulatnie konsultowanymi z Emilem H. Następne jazdy przeplatane ćwiczeniami izometrycznymi, plyometrycznymi i slideboardem wcale nie były lepsze i w połowie marca powoli zaczynałem odczuwać coraz większą obawę co do wyniku poznańskiego półmaratonu. Ostatni mocny trening na tydzień przed wyścigiem tchnął we mnie nieco nadziei w przyszłość. Mój organizm zaczynał coraz lepiej znosić duże obciążenia aerobowe. Ostatni tydzień zgodnie z zaleceniami Emila miał być kluczowy.  Zatem regeneracja przed startem i ładowanie akumulatorów.

Półmaraton Poznań 2012b 001

Półmaraton Poznań 2012b 002

 

Tegoroczna trasa wyścigu nieco zmieniona i z odwrotnym kierunkiem biegu. Najogólniej rzecz ujmując pojedziemy w druga stronę niż poprzednio… Może być ciekawie. Dużym wyzwaniem będzie końcowy podbieg/podjazd ulicą Baraniaka. Dotychczas był to początkowy element wyścigu z kierunkiem jazdy w dół.

Dzień przed dręczy mnie straszna niepewność… Co będzie jutro…? Łapię większego stresa niż normalnie. Popracowałem trochę tej zimy i bardzo bym chciał aby było to widać. Rankiem w dzień wyścigu pada śnieg. Nie poprawia to mojego nastroju jeśli chodzi o niepokój jaki mnie dręczy w środku. Świadom tego, że niepotrzebnie się spalam, szykuję się do wyścigu starając uspokoić nieco głowę. W zasadzie wszystko mam już przygotowane. Rolki i ciuchy przygotowałem poprzedniego wieczoru, zatem pozostało zjeść śniadanie, ubrać się i w drogę. Na miejscu jesteśmy prawie godzinę przed startem. Jak co roku parkujemy na osiedlu w niedalekiej odległości od startu. Siedzimy chwile w samochodzie zastanawiając się co zwiastuje czarna chmura która zakotwiczyła na północno wschodnim krańcu Poznania. Zaczynam się rozgrzewać gdy dojeżdża do nas Blu w niebiańskim jeszcze nastroju po imprezie poprzedniego dnia. Podziwiam kondycję tej “maszynki do zwyciężania”.  Prawdziwy “STREET FIGHTER” Roll4life. Rozgrzewam się w porywistym wietrze. Trochę biegam, kilka ćwiczeń i zakładam rolle. Nacieram nogi sixtusem. Jest tak zimno że ten rozgrzewający specyfik wydaje się być konieczny aby nie utracić ciepła podczas oczekiwania na start. Olejek ma tez działanie psychologiczne. Daje poczucie że zrobiło się więcej niż inni… Niby nic ale działa pozytywnie. W boxie startowym spotykam starych znajomych.

Startujemy punktualnie. Komfort nieznany mi wcześniej w wyścigach XCMTB. Staram się złapać do dobrej grupy. Jakiś czas jadę w grupie z Piotrem J. Czuję się bardzo niepewnie w ogonku. Jakiś czas jadę pierwszy ponieważ urywa mi się czoło grupy a nie chcę za bardzo wyrywać żeby starczyło mi siły na później. Po siedmiu kilometrach staram się wycofać nieco na tył grupy żeby odpocząć. Potykam się o nogi zawodniczki za która chowam się w grupie i wypadam na lewa stronę jedni z trudem łapiąc równowagę. Naciągam dość mocno mięsnie pleców w komicznym tańcu który zapewnia mi stabilność. Do końca wyścigu będę już czuł ten mięsień… Jedziemy…  W zasadzie dość spokojnie, cały czas pod wiatr, na Hetmańskiej opadam z sił i tracę kontakt z grupa w której jedzie Piotr J. Trzy wzniesienia na tej ulicy dobrze już dają mi się we znak. Wieje porywisty wiatr w twarz i nie mam się za kim schować. MASAKRA… mimo tego średnia prędkość w okolicach dziesiątego kilometra wychodzi mi około 26km/h. Skręcamy w Rolną. Asfalt jest mokry. Przede mną grupka jakieś 20 metrów. Gonić! – podpowiada mi głowa. Nie dam rady odzywa się serce. Takie dialogi od tej chwili zaczyna mój organizm prowadzić sam ze sobą… Odpuszczam nieco… tętno mi się uspokaja i w ulice. Wspólną zjeżdżam już na luzie… Moje zachowawcze zjeżdżanie nie wpływa dobrze na pozycje jaka zajmuje po zjeździe. Grupa przede mną oddala się. Oglądam się w tył i nie widzę nikogo na kogo warto by poczekać. Drogą Dębińską jadę sam mając stratę jakieś 150 metrów. Za mną na 200 metrów nikogo. Jadę. Nie ma sensu czekać na następna grupę. Całe 6 kilometrów walczę z wiatrem. W głowie wojna… Nie pamiętam już o czym myślałem, ale szczęki bolały mnie w tedy od zaciskania zębów ze złości. Widziałem jak oddala się ode mnie i znika w oddali grupka w której mogłem jechać chroniąc się od wiatru… Do królowej Jadwigi docieram sam. Za mną ekipa ciągnie cały czas jakieś 250-300 metrów. Zwalniam… może mnie dogonią i dam radę złapać oddech? Na Garbarach czekam nasłuchując charakterystycznego szumu doganiających mnie rolek. Nic… Jadę… Oglądam się za siebie w połowie ulicy, a grupa za mną cięgle pozostaje jakieś 250 metrów.  Zakręt w prawo po bruku i już nie czekając staram się gnać do przodu. Koło polibudy i po chwili już wjeżdżam w Baraniaka. Dogania mnie jakiś zawodnik w czerwonej koszulce. Kurczę – myślę – pierwszy który mnie wyprzedza… Przyspieszam gdy robi się pod górkę. Wyprzedzam… przed nami jeszcze jedno wzniesienie i zakręt nad Maltę… Na zjeździe zostawiam gościa w tyle i resztkami sił podganiam jeszcze bardziej… Na ostatnim zakręcie słyszę przenikliwy wrzask i pisk: “Freeeeesh!!!” To mój nowy Fanklub składający się z koleżanek Pajęczaka. DZIĘKI dziewczyny!!!  boski widok !!! Uśmiech Śliczności Uśmiech

Półmaraton Poznań 2012b 003

Na mecie wciskam guzik Polara. Kątem oka (którego z fizycznego punktu widzenia, nie posiadam) zauważam 57:…minut… Qrwa – myślę – no źle jest. Miało być lepiej niż rok temu tymczasem już po wstępnej analizie (kątem oka oczywiście) jest o minutę gorzej… Odbieram kawałek metalu na wstążce jako zadośćuczynienie moim wysiłkom i zamieniam louigino boots  na asics’y. Nie są takie wygodne, ale przynajmniej nie mają kółek Uśmiech. Starając się powrócić do naszego pojazdu który zaparkowaliśmy nieopodal napotykamy na scenę w której jakiś pojebany ochroniarz wyżywa się na rolkarzu który chciał przejechać przez trasę na druga stronę. Pewnie tak jak my miał pojazd po drugiej stronie trasy wyścigu. Niczym nie sprowokowana agresja wzbudza we mnie niesmak zatem rzucam hasło pajęczakowi i ten uwiecznia BURAKA na zdjęciach… Nie chciał podać nazwiska… Numer 519 jakby co…

Półmaraton Poznań 2012 128

Odwrócenie kierunku biegu trasy nadało jej zapewne nieco świeżości. Watr który dość mocno wiał na trasie, zwłaszcza na jej najdłuższym odcinku zapewne bardzo dal się zawodnikom we znaki. Wielu (sądzę po sobie) zapewne nie osiągnęło zakładanego na ten wyścig celu, ale wszystko zależy od punktu widzenia. Zatem podsumujmy może fakty. Pojechałem z bardzo zbliżonym czasem do zeszłorocznego, suma podjazdów i zjazdów bardzo zbliżona (2% więcej zjazdów w tym roku), długość trasy identyczna, warunki atmosferyczne dużo gorsze (niższa temperatura i przez większość trasy dość silny wiatr), w roku 2011 zająłem 83 miejsce w open i 11 miejsce w swojej kategorii, w 2012 roku zająłem 60 miejsce w open i 9 miejsce w swojej kategorii. Zatem, było nie było jakiś tam progres jest, ale zadowolony z siebie nie jestem… Z minusów:  w roku 2011 pojechałem na 96%HR max w w 2012 roku na 94%HR max, a większość moich kumpli (właściwie to wszyscy jak zwykle…) odjechało mi daleeeeeeeko do przodu Cóż… życie pokaże co będzie w Krakowie.

image

pozdrawiam Fresh

Trening Roll4life Krzesiny-Gądki 11.03.2012   Leave a comment

Trening Krzesiny 003

 

Pierwszy wspólny trening ekipy Roll4life w tym roku na Krzesinach. “Krzesiny” mają swój specyficzny urok. Długi podjazd tym razem pokonywaliśmy pod wiatr. Później było łatwiej. Obciążenie tym razem zakładane średnie/słabe, wzrosło w moim przypadku do dużego i w pewnym momencie maksymalnego. Ty razem u Fresha jest moc, jest siła, nie ma jeszcze odpowiedniej wytrzymałości – ta powinna rosnąć z każdym przejechanym kilometrem. Do półmaratonu w Poznaniu pozostało ledwie 20 dni. A potem Kraków. Tam musi być ogień… 

Kilka fotek z treningu znajdziecie w albumie.

PozdRoll

Fresh

Trening Krzesiny 006

38 BMW Berlin Maraton–24.09.2011.   3 Komentarze

Na ten wyścig zdecydowałem się już w maju nadając mu status najważniejszego wyścigu w tym sezonie. Wszystkie inne starty były jakby startami przygotowawczymi do tego wyścigu. Do Berlina wyjeżdżam z całą rodzinką już w piątek, z zamiarem obciążenia swoją osoba rodzinkę w tym mieście. Na miejsce docieramy koło siedemnastej po 2 godzinnym przebijaniu się przez korek na Berliner Ring. Serdeczne i szczere powitanie całkowicie łagodzi trudy podróży. Wieczorkiem razem z Arturem jedziemy odebrać pakiet startowy na nieczynne już lotnisko Tempelhof. Po zamknięciu Berlina lotnisko to pełniło role mostu powietrznego którym dostarczano żywność do miasta. Jak mówi Artur: “… Tempelhof żywiło miasto…” Zwiedzamy po trosze targi na lotnisku i wracamy do domu. W drodze powrotnej zwiedzamy Berlin z okien samochodu. Artur prowadzi nas najciekawszymi miejscami  miasta. Ścieżki rowerowe tej metropolii “uderzają mnie w łeb jak obuchem….” Jak to jest możliwe? Niesamowita ilość rowerów w tym mieście robi na prawdę wrażenie. Tolerancja niemieckich kierowców w stosunku do rowerzystów również… Przynajmniej dla mnie, często poruszającego się po ulicach Poznania rowerem, pomiędzy bandą zacietrzewionych, trąbiących, i klnących buraków, czyhających na moje życie…  Wszystkich wysłał bym na lekcję tolerancji na drodze do Berlina ! Długo rozmawiamy z Arturem i Karoliną tego wieczora… Dobrze, że maraton jest dopiero popołudniu. Zdążę się wyspać…

38 BMW Berlin maraton 049

Rano odwiedzamy jeszcze ciocię Beatę(mamę Artura), która razem z Patrycją (siostrą Artura) postanawia towarzyszyć nam podczas maratonu. O godzinie 14:40 Stajemy na dworcu S-Bahn w kierunku centrum Berlina i po niespełna półgodzinnej jeździe jesteśmy już w miasteczku sportowym przygotowanym na tę okoliczność z zamkniętej części miasta. Szybko docieramy do części miasteczka niedostępnej dla kibiców.  Ponieważ jest ciepło, przebieram się siedząc na betonowym słupku przed wejściem do zamkniętej strefy, smaruję łożyska w kółkach i po pożegnaniu się z moimi kibicami wchodzę do “paszczy lwa”. Oddaję szybko ciuchy do szatni i bez przeszkód do “worm-up zone”. Rozgrzewam się na zamkniętej wyłącznie do tego celu ulicy i rondzie. Wykonuje parę telefonów w celu odnalezienia znajomych z którymi mógłbym wspólnie pokonać ten dystans, ale niestety nie udaje mi się. Kieruje się w stronę wyznaczonego dla mnie boksu startowego. Jako nowicjusz, z czasem podanym z Krakowa dostałem ostatni możliwy sektor startowy. Miałem nadzieje wcisnąć się jakoś z kimś znajomym do strefy z lepszym czasem, ale niestety nie udaje mi się. Trafiam na “pilnowaczy” którzy skutecznie kierują mnie do strefy E. Odliczanie, start poszczególnych grup, oczekiwanie, i coraz mniejsze szanse na dobry wynik. Bedę musiał grzać sam. Przebić się do lepszej grupy i ewentualnie wtedy jakoś się podczepić, żeby odpocząć.

38 BMW Berlin maraton 076

Po starcie grupy “D” przebijam się bliżej czoła mojej strefy. Odliczanie i startujemy… Od razu wyrywam do przodu. Do pierwszego ronda docieram jako trzeci zawodnik. Wiem, że takie rwanie zmniejsz moje szanse na dobrą końcówkę wyścigu, ale jeśli ma coś z tego być to tym razem musze trochę popracować… Za rondem robi się gęsto. Nie mam jak się odpychać… Czaję się wiec za kimś szukając bezpiecznej możliwości do wyprzedzania. Wyprzedzam… Ktoś się przewraca… Omijam… Jadę… Wyprzedzam… Chowam się… Wyprzedzam… Ktoś leży… Domyślam się , ze przebijam się przez tyły poprzedniej grupy… Patrzę na pulsometr 100%… Cholera, chyba nie ma innego wyjścia… Prę naprzód ile mogę wyprzedzając kolejne grupy. 5…; 10…; 15km…; zaczyna się nieco przerzedzać. Mija siedemnasty kilometr; jadę w jakiejś kolumnie, a zza mnie wystrzela jakiś gość w czarno białym stroju z napisem BOND. Petarda za nim i grzejemy razem o przodu wyprzedzając we dwóję kilka kolejnych grupek. “Parkujemy” na tyle jakiejś ekipy i gość ogląda się na mnie z promiennym uśmiechem. “Good Job” Mówię do niego pokazując kciuk. W odpowiedzi widzę jeszcze bardziej wyszczerzone  zęby mojego “dobrze opalonego” kolegi. “I came from Poland” – mówię do niego. “….Aaaach… Poland?… I com from Singapore.” – Słyszę w odpowiedzi… Grzejemy zmieniając się co chwilę. Jest dobrze… Wreszcie odpowiednie tempo no i mogę się schować za kimś nie tracąc prędkości… następne jakieś 10km odczuwam duży komfort z jazdy. Zmieniamy się, a w między czasie zamieniam kilka kolejnych zdań z moim singapurskim kolega który pierwszy raz bierze udział w maratonie. Jego wiek oceniam na jakieś 26 lat…. Niestety nie pomyślałem aby zapytać ile ma lat… Asfalt na tym wyścigu nie należy do pierwszej jakości. Częste naprawy nawierzchni cechuję się tym, że co jakiś czas nawierzchnia łatana jest jakimś lepikiem albo innym miękkim gównem skutecznie spowalniającym jazdę. Od czasu do czasu dziury i szczeliny w jezdni są po prostu nienaprawione…   Gdzieś w okolicy 30 km lewą rolką wpadam właśnie w taką szczelinę… wywijam hołubca z głowa poniżej kolana i wypadam z klucza w którym właśnie jedziemy… Mój singapurski kolega odjeżdża, a ja z dusza na ramieniu szukam dobrej nawierzchni.  Dopada mnie jakaś niemoc… Jadę… bo jestem rozpędzony… Chowam się za jakąś grupką i próbuję utrzymać prędkość. Ciągle zmieniająca się  jakość nawierzchni i szerokość drogi nie pomaga mi w utrzymaniu tempa jazdy.  35km…. Bolą mnie plecy… Jadę za jakimś czarnoskórym zawodnikiem i próbuję chwilkę odpocząć. Przeskakuje pomiędzy kluczami. Daje się wyczuć lekkie podenerwowanie peletonu… Wiadomo, zbliża się meta… Gdzieś od trzydziestegosiódmego kilometra jadę na pełnej mocy… Nie wiem czy uda mi się utrzymać prędkość jazdy, ale ciągle wyprzedzam i gdy przed moimi oczami w oddali zaczyna majaczyć kształt Bramy Brandenburskiej jadę już “w trupa”… Czuje niemoc w nogach i drętwienie w pośladkach. Ból pleców już dawno osiągnął swoje apogeum. Pod Brama kostka która okazuje się całkiem równa… Czuję jakbym ciągle przyspieszał… Idealnej jakości asfalt na finiszu dodaje mi skrzydeł… LECĘ… Przez linię mety przelatuje z czasem 1:36:19. Jest to mój najlepszy wynik na 42195m w tym sezonie… Wiem, że stać mnie na więcej… Za rok będę w odpowiedniej “Zonie” i w tedy może nie będę musiał tak gonić na początku…

38 BMW Berlin maraton 258

 

Niesamowita organizacja znów pomaga mi odnaleźć się zaraz po wyścigu. Ktoś daje mi medal, inny ktoś inny okrywa folą, abym się nie wyziębił…  Dotaczam się do punktu żywienia… Łykam coś co mi podali… Zjadam cos co było na stole… Docieram do szatni, a do mnie dociera moja świadomość… Odbieram ubranie. Później spotykam Panią Halinę która wykręciła lepszy czas od mojego i jeszcze kilku innych znajomych z lepszymi i gorszymi czasami. Mój nowy singapurski kolega (niestety nie potrafię powtórzyć jego imienia) przyjechał na metę z czasem o minutę lepszym od mojego. Jego również spotykam w strefie szatni i chwilę jeszcze rozmawiamy wymieniając uprzejmości… Po krótkim posiłku złożonym z jakiegoś płynu który mi dali, i jakiegoś owocu, smaku którego bliżej nie potrafię określić i który również mi dali, jadę w kierunku wyjścia ze strefy zawodników i oddaję chipa wydostając się na zewnątrz zamkniętej zony… Przebieram się na tym samym słupku na którym się ubierałem i dzwonię do Artura z informacja gdzie jestem. To właściwie koniec tej historii… Wypada podziękować Arturowi i Karolinie, za gościnę i rodzinną atmosferę, oraz Patrycji i cioci Beacie za doping i towarzystwo przed i po wyścigu. A wszystkim Berlińczykom za doping na trasie… Wieczorem Piwko (specjalne wydanie z okazji Octoberfest) Kieliszek dobrej Whisky i lulu… Wracamy w niedziele podziwiając po drodze biegaczy na moście nad Berliner Ring… Super impreza, Super ludzie, Super towarzystwo… Za rok może wykręcę lepszy czas, ale nie wiem czy uda mi się doświadczyć bardziej pozytywnych wibracji gdziekolwiek indziej… Wracam całkowicie zrelaksowany wpadając po drodze na pierogi do jakiegoś zajazdu Puszczam oczko

Pozdrawiam

Fresh

 

38 BMW Berlin Maraton

3 Maraton Sierpniowy – Gdańsk 28.08.2011   1 comment

Before the race…

Maraton Solidarności 11

Przy okazji tej imprezy postanawiam ostatni weekend wakacji spędzić rodzinnie nad polskim morzem. Ponieważ maraton odbywa się w niedzielę wykorzystuję zaplanowany na poniedziałek urlop, aby móc jeszcze odpocząć po ewentualnych trudach wyścigu. Szukając dobrego miejsca na nocleg, gdzieś nie daleko startu trafiam na Camping nr 67 “Przy plaży”. Pośród “bandyckich” cen panujących w sezonie nad morzem ten jest chyba najtańszy, ale infrastruktura i zaplecze soc jalne wydaje się być na odpowiednim i podobnym do pozostałych poziomie. Bez urazy, ale właścicieli takich miejsc wsadzał bym do ciupy za rozbój w biały dzień… Wyjeżdżamy z domu w sobotę wczesnym rankiem. Podróż mija spokojnie, poza kilkoma zdarzeniami na drodze, które utwierdzają mnie w przekonaniu o debiliźmie niektórych kierowców. Do campingu docieramy koło południa. Az sam się dziwię z jaka łatwością przychodzi mi cofanie z przyczepą – trening czyni mistrza… Pogoda jest super. Dzień spędzamy na spacerach po plaży i wypoczynku. Popołudniu odbieram pakiet startowy i witam się z chłopakami startującymi w Freestylu. Gadamy chwile i umawiam się na wspólną jazdę z Piotrem M. Wieczorem przygotowuję sprzęt do jutrzejszego wyścigu. Pomimo prognoz zakładam jednak zestaw na suche warunki z cichą nadzieja, że nie będę musiał go jutro odkręcać… Wieczorem makaronik i nieco pieczonego na grilku kurczaczka…

Race

Maraton Solidarności 12

Maraton Solidarności 09W nocy burza… Kilkukrotnie budzą mnie pioruny i bębniący o dach przyczepy ulewny deszcz. Nad ranem burza uspokaja się i daje nam spokojnie dospać do siódmej. Wstajemy z niepokojem spoglądając w niebo. Nie jest źle… Po deszczu ani śladu nie licząc kilku kałuż i mokrej trawy, a na niebie ledwie kilka białych chmurek. jest chłodno ale prześwitujące od strony morza słoneczko zaczyna dawać trochę drogocennego ciepełka. Jemy śniadanie i w drogę. Kilka minut po dziewiątej jesteśmy już na parkingach przed PGE Arena w Gdańsku. Krótki tour po okolicy i witam się z wszystkimi znajomymi. Trochę straszą mnie kłębiące się na horyzoncie gęste czarne chmury, ale co tam… Co ma być to będzie. Rozgrzewam się i dosłownie trzy minuty przed startem staję obok Piotra w boksie startowym. Ruszamy… Jadę za Piotrem uważając aby się nie potknąć o nogi któregoś z jadących obok rolkarzy. Tempo jazdy jest dość imponujące. Pierwsze kółko robimy w czasie 18minut, następne już tylko 16minut. Fajnie…. mamy czas na godzinę i dwadzieścia pięć minut. Jeśli utrzymam tempo Piotra to będzie rewelacja. Na drugim okrążeniu dołącza do nas jedna koleżanka z KKSW Krak z Gdyni, a chwile później jeszcze jedna… Jedziemy razem rozwijając sporą prędkość na prostej podczas trzeciego okrążenie. W połowie okrążenia niestety odpadam nie wytrzymując prędkości jazdy. Pod koniec kółka doganiam Krzyska G. który przeżywa kryzys i wyprzedzam go jadąc dalej swoim tempem. Nie czuję się jakoś mocno zmęczony. Jadę spokojnie sam nauczony doświadczenie z poprzednich maratonów i czekam aż dogoni mnie jakaś grupka do której będę mógł się dołączyć. Po nawrotce, gdy mozolnie zmagam się z wiatrem, wyprzedza mnie kilkuosobowa ekipa a w niej Krzyś G. Zapraszają mnie do pociągu, a ja skwapliwie wskakuję za Krzyśka. Zmieniamy się co jakiś czas i tak szczęśliwie kończę czwarte kółko. Po okrążeniu Areny nasza grupka jakoś rozpada i wbijam się w większą która tyle co mnie wyprzedziła. Tempo jazdy wzrasta z każdym kolejnym kilometrem ostatniego okrążenia. Trzymam się blisko Krzyśka starając się nie stracić z nim kontaktu wzrokowego. Sytuacja zmienia się bardzo szybko i łatwo można niepostrzeżenie wypaść z kolejki, a pod wiatr to już nie  ma coc myśleć o dogonieniu grupy. Na finiszu ledwie daję rade dogonić Krzyśka któremu rok temu na Biegu niepodległości obiecałem, że jeszcze się z nim pościgam… Wyprzedzam go chyba o długość nogi. Świetna zabawa. Dzięki Krzysztof za wspólna jazdę. Mam nadzieje, ze pojedziemy razem w Berlinie. Maraton kończę z czasem 1:34:12, co daje mi 149 miejsce w open i 37 w kategorii M40. Życiówka !!!Wynik ten osiągnąłem dzięki treningom z Blu Redanem i Krzychem Plichem, oraz pierwszym dwóm kółkom z Piotrem M. Dzięki chłopaki ! Roll4life !!! Zostanę tu jeszcze jeden dzień. Poleżę na plaży. pochodzę w morzu… Wykorzystam ostatnie dni ciepełka. Mam nadzieję że pogoda dopisze…

Maraton Solidarności 06Maraton Solidarności 01Maraton Solidarności 02Maraton Solidarności 03Maraton Solidarności 04Maraton Solidarności 05Maraton Solidarności 07Maraton Solidarności 08

Maraton Sierpniowy

Fresh

Posted 28 sierpnia 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , ,

XXII Bieg Nojiego (rolki) Krzyż-Wieleń 15km 07.08.2011   1 comment

Bieg Nojiego08

Bieg Nojiego09Wzorem lat ubiegłych Bieg Nojiego odbywa się na początku sierpnia. Praktycznie prawie od miesiąca nie miałem rolek na nogach. Maraton w Osiecznicy, kilka dni rozjazdu, odpoczynek, deszczowa aura, wakacje i dzień przed wyścigiem, trening na Łęgach. Ot, cały mój okres przygotowawczy do tej edycji tego wspaniałego wydarzenia… Wieczorem szykuję rolki, przygotowując się na wypadek deszczu, a rano dosłownie kilka minut przed siódmą wspólnie z Pasia Asią i Krzychem P. wyjeżdżamy spod sklepu Krzyśka w kierunku Wielenia. W Wieleniu zostajemy przekierowani do biura wyścigu w Drawskim Młynie gdzie sprawnie rejestrujemy się i odbieramy numery startowe. Kilka minut przed dziesiątą wsiadamy do autobusu który zawozi nas do Krzyża. Trasa nie jest przejezdna na całej swojej długości dla rolkarzy dlatego organizatorzy zdecydowali się skrócić w tym roku dystans i przesunąć start do miejscowości Krzyż. Po starcie pokonujemy krótki odcinek bardzo złej jakości asfaltu i już po chwili suniemy zwartym kluczem złożonym z trzynastu zawodników i zawodniczek. Niestety, sielanka nie trwa długo. Już po chwili tempo wzrasta i jedziemy dobrze ponad 40km/h. Mocne tempo narzucane przez jednego z zawodników rozrywa na strzępy nasz ogonek. Mieliśmy jechać spokojnie i bawić się wspólnie, ale ambicje jednego z zawodników zmusiły wszystkich do wzmożonego wysiłku. Kriss jedzie w niewielkiej odległości od rwącego do przodu rolkarza. Staram się podganiać ale już czuję, ze nie dam rady. Wyprzedza mnie Grzesiek ,i pomimo wysiłku nie udaje mi się dotrzymać mu kroku. Cóż… W zasadzie nie ma się co dziwić. Nie przyjechałem się tu ścigać. Jest ciężko, spore tempo, dość wysoka temperatura i kiepskiej jakości asfalt skutecznie dają mi się we znaki. Niewiele pomaga wzmożony doping miejscowych kibiców. Mostek z kamienistą przeszkoda na którym zostałem ubiegłego roku, ty, razem pokonuje już samotnie. Wiem, ze jadę na szóstej pozycji i za mną nie widać nikogo z pozostałych zawodników. Odpuszczam… Patrzę na pulsometr – 104 % HR Max.  No po prostu się zajechałem. Do mety docieram już spokojnie starając się czerpać maximum przyjemności z wysiłku włożonego w jazdę. Na stadionie szybko zdejmuję rolki i truchcikiem przekraczam linie mety. Fajny bieg, fajna pogoda fajna atmosfera… Odpoczywamy popijając mineralną i zajadając się kiełbaskami. Krzysiek odbiera nagrodę za pierwsze miejsce i szykujemy się do powrotu. Zabieramy do Poznania Siergieja-jednego z zawodników z Ukrainy. Po drodze rozmawiamy, wymieniamy poglądy i wiadomości o naszych krajach. Siergiej twierdzi, ze jego trener był kiedyś mistrzem świata w biegi na sto kilometrów. Nie wiem co to za bieg i gdzie się odbywał, ale fajny z niego gość. Mówi śmieszną mieszanką Ukraińskiego, rosyjskiego i polskiego, ale wspaniale da się go zrozumieć. Przy okazji przypominam sobie trochę rosyjski i wspaniale się dogadujemy.

To był wspaniały weekend. Szkoda tylko, że tak szybko zabrakło mi sił. Cóż… trza się wziąć, bo Berlin za pasem Uśmiech.

Fresh

Bieg Nojiego06

Bieg Nojiego

Bieg Nojiego01Bieg Nojiego02Bieg Nojiego03Bieg Nojiego04Bieg Nojiego05Bieg Nojiego07

Posted 7 sierpnia 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , ,

4 Skate Maraton Borów Dolnośląskich–Osiecznica 26.06.2011   9 Komentarzy

Osiecznica 1

 

 

 

Zu Beginn möchte ich zwei bestimmten Spielern zu danken. Susann und Chrystian Obst – Skating Team SCC Berlin. Für wunderbare Arbeit, die sie führende Gruppe in dieser Marathon gemacht, und dank der Arbeit von dem ich es geschafft, die 01:40 Zeit zu brechen. Vielen Dank Uśmiech und Sorry für die deutsche Sprache Bias

Osiecznica Maraton

Wyjazd sobotę 25 czerwca. Jedziemy z Pasią, Redanem i Szmytą. Pechowo się zaczyna ponieważ, przed samym wyjazdem podrzucam Pajęczaka do babci i schodząc po schodach boleśnie wykręcam nogę w kostce. Niby nie jest źle. Przez całą drogę nie czuję bólu, a podróż mija nam spokojnie. Parę minut po szesnastej docieramy do Bolesławca, gdzie zarezerwowany mamy nocleg. Mieszkamy obok kościoła Uśmiech. Na szczęście śniadanie mamy zamówione na siódmą, więc dzwon na poranną sumę nie będzie nam przeszkadzał w spaniu. Cały krakowski team mieszka w tym samym pensjonacie i już chwilę po przyjeździe poznajemy naszych współlokatorów. Po rozmowie z prezesem Jackiem, dowiadujemy się o zaplanowanym na dzisiaj objazdem trasy. Przed osiemnastą zbieramy się w pełnym rynsztunku i jedziemy do położonej nieopodal Osiecznicy zbiera się tu całkiem niezła ekipa około dwudziestu zawodników. Jest drużyna z Niemiec  i z Trójmiasta. Wspólnie w spokojnym tempie przejeżdżamy najniebezpieczniejszą naszpikowaną wieloma niebezpiecznymi zakrętami część trasy. Wspaniałe miejsce do trenowania. Praktycznie zerowy ruch, dość dobra nawierzchnia i przepiękna malownicza okolica. Trasa wydaje się być bardzo sumiennie przygotowana. Wszystkie ubytki i skazy na asfalcie zostały pieczołowicie zaznaczone farbą, a gałęzie i liście normalne w lesie zostały starannie z asfaltu wymiecione… Doskonała robota.Aż chce się jeździć… Małe obawy wzbudzają we mnie bardzo malownicze chmurki, ale z nich chyba deszczu nie będzie. Mam nadzieję…  Po przejechaniu nieco ponad dziesięciu kilometrów odczuwam wilczy apetyt i w drodze powrotnej wpadamy do pizzerii i bierzemy po pizzy na głowę, na wynos. Konsumujemy spokojnie w pokoju. Redan z Rafałem wybierają się jeszcze wieczorem do sklepu po wodę do picia na jutro. Przed snem wcieram jeszcze maść na stłuczenia w obolałą nieco kostkę i w okolicy dziesiątej jesteśmy już w łóżkach.

Osiecznica 03

Rano budzimy się jeszcze przed kościelnymi dzwonami. Pyszne śniadanko przygotowane przez naszą gospodynię, krótki odpoczynek i ruszamy na start.Pogoda nie jest zbyt stabilna. Niebo zasnute chmurami i słoneczka ani widu… Na miejscu jesteśmy przed dziewiątą i odbieramy pakiety startowe, a Pasia zapisuje się na bieg 2km. Mży drobny deszczyk i jest zimno. Wszyscy po kolei zaczynają zmieniać kółka i łożyska. Ja pozostaję na razie przy swoich starych SKF’ach i Atomach. Mam nadzieję, że lekka mżawka nie przerodzi się w większy deszcz i nie potworzą się kałuże. Musiał bym w tedy zmieniać koła na bardziej miękkie. Jest tylko 15o C. Szkoda, że nie zabrałem ocieplaczy na kolana. Na godzinę przed starem zaczynam się powoli szykować. Zakładam strój KKSW. Obolały cięgle staw skokowy smaruję dość obficie maścią z Ibupromem. Dobrze zawiązany but unieruchamia obolałe miejsce i nie jest źle. Po krótkiej rozgrzewce nieco przed jedenastą następuje uroczyste otwarcie i udajemy się na miejsce startu oddalono o małe 2km . Start odbywa się za miasteczkiem w głębi lasu. Tutaj szosa jest bardzo mokra. Momentami spod kółek strzelają fontanny wody i jest ślisko. Ciężko będzie się tutaj rozpędzić, a dobre ustawienie na starcie pozwala załapać się do dobrej grupy. Spokojnie ustawiam się w środku stawki, wiedząc, że nie mam czego szukać w czołówce. Dołącza do mnie Jakinton. Po starcie przeskakujemy z grupki do grupki, aby ostatecznie przez kilka kilometrów prowadzić jedną z nich. koło czwartego, może piątego kilometra wyprzedza nas właśnie małżeństwo Obst.

Osiecznica 02

Postanawiamy z Jakintonem wskoczyć za nich. Udaje się. Suniemy z dużą prędkością bez większego wysiłku. Jakość nawierzchni zmienia się co chwilę ale w zasadzie raczej jedziemy po suchym lub lekko mokrym asfalcie. Spoglądam na pulsometr. Jest nieźle tętno nieco powyżej 90%, a czuję się doskonale. Mijamy nawrotkę dla wyścigu na 16km i jedziemy dalej w kierunku miejscowości Parowa, gdzie dopinguje nas Borek (kolega z Puszczykowa). Doganiamy grupę która jedzie przed nami i nasi niemieccy zawodnicy dołączają do swoich ziomków zza Odry, a my z Jakintonem podciągamy nieco do przodu i łapiemy się do kilkuosobowego składu, nadającego podobne tępo do poprzedniej grupki. Gdzieś koło osiemnastego kilometra zaczynam odczuwać ból pleców. Jakinton ma taką samą dolegliwość, ale po wymianie kilku zdań kontynuujemy jazdę. W zasadzie po początkowej roszadzie w naszej grupie nic się nie zmienia. Nasze grupki wymieszały się tworząc nawet niezłej wielkości peletonik na czele którego widzę znów naszą niemiecką parę. Jedziemy z Jakintonem gdzieś na szóstym miejscu w grupie, a niemiecki zawodnik jadący tuż przed Jakintonem ciągle gubi rytm zostaje, podciąga, przestaje się odpychać i tak w kółko. Fatalnie się za nim jedzie. Przy kolejnym przejeździe przez szosę w Parowej ponownie widzę na poboczu Borka. Coś tam krzyczy, ale staram się nie dekoncentrować. Jest ślisko i co chwilę moczy nas drobny deszczyk.

Osiecznica 04Jadąc w kierunku miejscowości Ołobok Jakinton rozcina sobie palec, chyba podczas odkręcania jakiejś fiolki z odżywką. Wiedząc, że za chwile będzie nawrotka i pojedziemy ta sama drogą z powrotem, woła do dzieci stojących przy drodze prosząc o plaster. Zawracamy na małej pętli dla autobusów i za chwilę widzę z daleka grupkę dzieciaków machających do nas kawałkiem plasterka dla Jakintona. Zuchy… Niestety jedziemy z taka szybkością że mojemu koledze nie udaje się przejąć cennego plastra i dalej krwawi. Znów docieramy do Parowej i skręcamy w kierunku Długokątów. Ciągle zmieniający rytm zawodnik niemiecki zaczyna i mnie drażnić. Wypatruję z niecierpliwością momentu w którym będzie można wskoczyć przed niego i na jakieś 9km przed metą wykorzystując jakieś małe przetasowanie albo zamieszanie w czołówce grupy, wskakuję za Christiana O. i dalej jadę za nim i jego żoną i jeszcze jednym zawodnikiem z Silesia Skating w równym tempie. Widać, że wiele kilometrów pokonują wspólnie bo jazda jest bardzo rytmiczna i równa. Odpoczywam…. Czuję się na prawdę dobrze… Pogoda się nieco ustabilizowała i już nie moczy nas mżawka. Asfalt jest w zasadzie suchy. Doganiamy kolejnych samotnych zawodników którzy dołączają do naszego peletonu. Niektórzy próbują się wcisnąć do czołówki grupy powodując małe zamieszanie, ale w zasadzie pomimo zmieniającej się ciągle jakości nawierzchni jedzie mi się wyśmienicie. W odległości około 3km do mety z grupy ostro wyrywa jakiś niemiecki team. Bojąc się ze nie dam rady nie dołączam do nich. Widząc jak się oddalają zastanawiam się czy powinienem dojechać do mety razem z peletonem. Na finiszu może być ciasno. Każdy będzie chciał coś ugrać dla siebie. Widząc już z daleka tabliczkę z napisem “1km do mety” wyrywam z grupy i cisnę ile sił do przodu. Przez chwile wydaje mi się, że ktoś jedzie za mną ale nie oglądam się za siebie finiszując mocno przez ostatni kilometr. Swoim zrywem nadrabiam nad grupą 16 sekund i wpadam na metę z czasem 1godzina 39minut i 44sekundy. Jakinton przyjeżdża z peletonem dokładnie o 16 sekund później. Jadąc do końca w grupie nie “złamałbym” czasu 1:40. Wspaniały wyścig. Pomimo tak dobrego jak dla mnie czasu nie czuję się wcale mocno zmęczony. Dopiero po zdjęciu butów czuje jak bardzo bolą mnie stopy i nadwyrężona kostka. Ledwo mogę chodzić… Po godzinie jednak dolegliwości te nieco ustępują, mogę się już swobodnie poruszać i dryfuję po polance zagadując znajomych jak im poszło. Potem już tylko odbieramy dyplomy, słuchamy ogłoszenia wyników i koło piętnastej wracamy do naszej kwatery na obiad, prysznic, pakowanko i wracamy do domu. Podróż mija spokojnie, pomimo zwiększonego nieco niedzielnym popołudniem ruchu. Wspaniały weekend. Za rok na pewno tu wrócę aby poprawić swój wynik Puszczam oczko.

Fresh.

Posted 27 czerwca 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , , , , ,

Speedskating Krzesiny–Gądki 15.05.2011   Leave a comment

Kolejny ostry trening z grupą Roll4life na Krzesinach, a właściwie w okolicy Gądek. Coś w sobie maja te “Krzesiny”… Prawie idealnie gładki asfalt przyciąga coraz większą liczbę rolkarzy. Nie odstraszają na prawdę trudne zazwyczaj warunki (wiatr wieje tu praktycznie zawsze). Wspaniałe miejsce na symulację wyścigu, dające w kość nawet najbardziej wytrenowanemu zawodnikowi. Poza tym wspaniała zabawa i nieodłączny w grupie Roll4life HUMOR sprawia, że nawet największy wysiłek zdaje się przynosić MEGA przyjemność…  W albumie krótka fotorelacja z niedzielnego napierdzielania Szeroki uśmiech.

P.S.

Zapewne zaciekawi WAS wiecznie uśmiechnięta gęba Redana… Mnie tez zastanawia jak on to robi… Puszczam oczko

 

Fresh

Trening Seedskating. Poznań-Krzesiny 01.05.2011   Leave a comment

20110501149

krzesiny

W końcu dałem się namówić na trening speedskating w kultowym już miejscu na Krzesinach. Jedno jest pewne. Kto poważnie myśli o ściganiu się na rolkach powinien pośmigać w Krzesinach. Walka z wiatrem wspaniale pozwala trenować krycie się za zawodnikiem, jazdę w kolumnie i/lub walkę z własnymi słabościami. 20110501150

Pojeździliśmy Uśmiech

Było przezajebiście, na pewno jeszcze nie raz tam pośmigam.

Fresh

 

 

 

 

 

 

 

 

krzesiny polar