Archive for the ‘rolki’ Tag

5 Skate Maraton Borów Dolnośląskich Osiecznica 24.06.2012.   4 Komentarze

Osiecznica 2012 234

Ból z jakim przyszło mi się zmierzyć na tym wyścigu przerósł szczyt moich wyobrażeń. Ale po kolei… Do Osiecznicy wyruszam dzień wcześniej razem z Pasią, Dżobem, Szmytem i Redanem. Planujemy spać w aucie i namiocie na polance przy miejscu startu, ale chłopaki załatwiają na prędce nocleg w pensjonacie i suma sumarum po przyjeździe na miejsce okazuje się , że śpimy w tym samym miejscu co rok temu . Wieczór mija spokojnie, czuje się świetnie i nic nie zapowiada tragedii następnego dnia. Nawet pogoda zdaje się być wymarzona. Na jutro zapowiadają słoneczko z chmurkami i lekki wiaterek. No SUPER !… Przed siódmą budzą nas dzwony pobliskiego kościoła. Na starcie jesteśmy nieco przed godziną dziewiątą odbieramy numery startowe i spokojnie brylujemy po polance zagadując to tu to tam.  Jest coraz cieplej a znikoma ilość chmurek znika gdzieś szybko i jeszcze przed startem robi się naprawdę gorąco. Ale co tam… przecież lubię jak jest ciepło… Rozgrzewam się i po krótkiej przejażdżce postanawiam dociągnąć jeszcze sznurówki. Oficjalne rozpoczęcie, zjeżdżamy na start do odległego o 2km lasku i w miarę punktualnie rozpoczyna się wyścig. Nie czuje jakiegoś stresu i jest na prawdę fajnie. Jadę szybko ale spokojnie wiedząc że nie ma co się zrywać. Wyścig jest długi a ja musze załapać się do jakiejś w miarę mocnej grupy. Trochę przypomina to loterię. Nigdy nie wiadomo jak mocna grypa się uformuje. Chwytam się za zawodnikiem z “Tempisha” i za mną natychmiast formuje się dość spora kolumna. Wychodzę na krótka zmianę, prędkość jazdy momentami sięga 40km/h. Odpuszczam po dwóch kilometrach i schodzę do środka kolumny. Nie ma co się szarpać, ta grupa niebawem zapewne podzieli się na dwie i lepiej żebym był w tej słabszej. Schodzę na koniec kolumny i ze spokojem czekam na to co się wydarzy. Na pierwszym bufecie omijam wodę bo mam przecież własną butlę z której pociągam co jakiś czas. Jadę za jakimś wysokim Niemcem w zielono granatowym stroju. Gdzieś koło szesnastego kilometra odpadam od grupy i zostaje nas tylko trzech. Ja, zawodnik z Niemiec z którym jadę dając sobie zmiany i jakiś gość w stroju Discovery z przodu nieskory do współpracy. Na półmetku spoglądam na polar : 45:13. Świetny czas. Jeśli utrzymamy to tempo to maraton w 1:30… Wiem że pewnie trochę zwolnimy, ale dodaje mi to nadziei na dobry wynik. W Ołoboku Zawodnik w stroju Discovery dołącza do nas ale nie daje zmian. Szkoda… było by to pewnie z korzyścią dla nas wszystkich.  Zawracamy na pętli autobusowej. Omijam kolejne butelki z wodą pociągając nieco płynu ze swojej butli. Czas na żela.  Wcinam spokojnie mojego żelka popijam spora ilością płynu i staram się utrzymać za “moim” Niemcem.

Osiecznica 2012 155Czuję jak w stopy robi mi się gorąco. Gdzieś w okolicy trzydziestego kilometra odczuwam już takie pieczenie w butach jakby ktoś wlał mi tam wrzący olej. Oddaje zmianę koledze w Discovery a ten zamiast spokojnie jechać równo ciągnąc nasz mały team wyrywa do przodu. Znów zostajemy z Niemcem sami. Słyszę jak ktoś z boku woła : “Jeszcze dycha… !!” Odpuszczam… Ból w stopach staje się nie do zniesienia. Niemiecki kolega który dawał mi wsparcie tak długo odjeżdża coraz dalej a ja nic nie mogę na to poradzić. Walczę z bólem… Zbieram się i po chwili skracam nieco dzielący nas dystans. Nie daję rady… Z każdym odepchnięciem ból staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Na wysokości zawrotki na szesnastkę odpuszczam całkowicie. Dla mnie ten wyścig zakończył się właśnie teraz… Ostatnie osiem kilometrów toczę się z nogi na nogę walcząc z nieodparta chęcią zdjęcia butów. Zdaję sobie sprawę ze jeśli to zrobię to  nie dotrę do mety o własnych siłach. Z opuszczonym czołem patrzę na wyprzedzających mnie rolkarzy… Toczę się a czas jakby stanął w miejscu… Kilometrów mi nie ubywa a moje stopy sięgnęły chyba samego dna piekieł… Kończy mi się płyn ale nie ma to już większego znaczenia… Pięć, cztery, trzy kilometry do mety. Jadę chwilkę za jakąś parką rolkarzy ale ból jest nie do zniesienia. Kilometr… Pięćset metrów… Za zakrętem już widzę koniec mojej katorgi. Przejeżdżam metę z czasem 1:44:51. O pięć minut gorzej niż rok temu…. A miało być tak pięknie… Zwalam się na trawę koło robiącego zdjęcia Krzyśka Plicha i staram się nie krzyczeć z bólu. Pasia pomaga mi dotrzeć do auta. Schładzam stopy zimną wodą ale to daje tylko chwilowa ulgę… Suplementuję węglowodany, uzupełniam płyny w organizmie, leżę… O własnych siłach wstaję po półtorej godzinie. Powoli wracam do świadomości tego co się koło mnie dzieje. Chodzenie sprawia mi ogromny ból ale musza jakoś rozchodzić spuchnięte stopy… nie mam pojęcia co się stało. Wiem tylko że nie mam ochoty aby przytrafiło mi się to jeszcze kiedyś… Łykam ibuprom i ból maleje do takiego poziomu, że mogę swobodnie chodzić. Koło godziny 15:00 wyruszamy w drogę powrotną.

Osiecznica 2012 154 Osiecznica 2012 242Przechwytywanie

Nie zapomnę tego wyścigu do końca życia… Pora na przeanalizowanie tego co się naprawdę stało z moim organizmem i co mogę na to zaradzić następnym razem. Za rok znów będzie okazja pojeździć po przepięknych terenach Borów Dolnośląskich .

 

Fresh

 

Posted 24 czerwca 2012 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , ,

Poznań półmaraton 01.04.2012   3 Komentarze

Przechwytywanie

Do poznańskiego półmaratonu przygotowywałem się dość długo, zważywszy na fakt, że jest to dość mało istotny wyścig. Jednak otwarcia sezonu chyba każdy wyczekuje  ze spora dozą niecierpliwości. O wyścigu zacząłem myśleć już pod koniec stycznia, gdy po miesiącach spędzonych na budowaniu tak zwanej bazy rozpoczynałem trening wytrzymałościowy. Zmiana intensywności ćwiczeń szybko dała o  sobie znać i osłabienie odporności odbiło się (na szczęście niezbyt długą ) infekcja która spowodowała konieczność przerwania treningów na ponad tydzień. Gdy w lutym wznawiałem treningi  wiedziałem już, że na poznański wyścig będę jeszcze w końcowej fazie przygotowań. Nie przeszkadzało mi to w zasadzie, aż do czasu gdy pierwszy raz w tym roku wybrałem się na trening na Krzesiny. Pierwsza samotna mordercza walka z Krzesińskimi powiewami wiatru otworzyła mi oczy na to jak daleko w tyle jest moja wytrzymałość. Treningi rolkarskie poprzedzałem jeszcze treningami siłowymi bardzo skrupulatnie konsultowanymi z Emilem H. Następne jazdy przeplatane ćwiczeniami izometrycznymi, plyometrycznymi i slideboardem wcale nie były lepsze i w połowie marca powoli zaczynałem odczuwać coraz większą obawę co do wyniku poznańskiego półmaratonu. Ostatni mocny trening na tydzień przed wyścigiem tchnął we mnie nieco nadziei w przyszłość. Mój organizm zaczynał coraz lepiej znosić duże obciążenia aerobowe. Ostatni tydzień zgodnie z zaleceniami Emila miał być kluczowy.  Zatem regeneracja przed startem i ładowanie akumulatorów.

Półmaraton Poznań 2012b 001

Półmaraton Poznań 2012b 002

 

Tegoroczna trasa wyścigu nieco zmieniona i z odwrotnym kierunkiem biegu. Najogólniej rzecz ujmując pojedziemy w druga stronę niż poprzednio… Może być ciekawie. Dużym wyzwaniem będzie końcowy podbieg/podjazd ulicą Baraniaka. Dotychczas był to początkowy element wyścigu z kierunkiem jazdy w dół.

Dzień przed dręczy mnie straszna niepewność… Co będzie jutro…? Łapię większego stresa niż normalnie. Popracowałem trochę tej zimy i bardzo bym chciał aby było to widać. Rankiem w dzień wyścigu pada śnieg. Nie poprawia to mojego nastroju jeśli chodzi o niepokój jaki mnie dręczy w środku. Świadom tego, że niepotrzebnie się spalam, szykuję się do wyścigu starając uspokoić nieco głowę. W zasadzie wszystko mam już przygotowane. Rolki i ciuchy przygotowałem poprzedniego wieczoru, zatem pozostało zjeść śniadanie, ubrać się i w drogę. Na miejscu jesteśmy prawie godzinę przed startem. Jak co roku parkujemy na osiedlu w niedalekiej odległości od startu. Siedzimy chwile w samochodzie zastanawiając się co zwiastuje czarna chmura która zakotwiczyła na północno wschodnim krańcu Poznania. Zaczynam się rozgrzewać gdy dojeżdża do nas Blu w niebiańskim jeszcze nastroju po imprezie poprzedniego dnia. Podziwiam kondycję tej “maszynki do zwyciężania”.  Prawdziwy “STREET FIGHTER” Roll4life. Rozgrzewam się w porywistym wietrze. Trochę biegam, kilka ćwiczeń i zakładam rolle. Nacieram nogi sixtusem. Jest tak zimno że ten rozgrzewający specyfik wydaje się być konieczny aby nie utracić ciepła podczas oczekiwania na start. Olejek ma tez działanie psychologiczne. Daje poczucie że zrobiło się więcej niż inni… Niby nic ale działa pozytywnie. W boxie startowym spotykam starych znajomych.

Startujemy punktualnie. Komfort nieznany mi wcześniej w wyścigach XCMTB. Staram się złapać do dobrej grupy. Jakiś czas jadę w grupie z Piotrem J. Czuję się bardzo niepewnie w ogonku. Jakiś czas jadę pierwszy ponieważ urywa mi się czoło grupy a nie chcę za bardzo wyrywać żeby starczyło mi siły na później. Po siedmiu kilometrach staram się wycofać nieco na tył grupy żeby odpocząć. Potykam się o nogi zawodniczki za która chowam się w grupie i wypadam na lewa stronę jedni z trudem łapiąc równowagę. Naciągam dość mocno mięsnie pleców w komicznym tańcu który zapewnia mi stabilność. Do końca wyścigu będę już czuł ten mięsień… Jedziemy…  W zasadzie dość spokojnie, cały czas pod wiatr, na Hetmańskiej opadam z sił i tracę kontakt z grupa w której jedzie Piotr J. Trzy wzniesienia na tej ulicy dobrze już dają mi się we znak. Wieje porywisty wiatr w twarz i nie mam się za kim schować. MASAKRA… mimo tego średnia prędkość w okolicach dziesiątego kilometra wychodzi mi około 26km/h. Skręcamy w Rolną. Asfalt jest mokry. Przede mną grupka jakieś 20 metrów. Gonić! – podpowiada mi głowa. Nie dam rady odzywa się serce. Takie dialogi od tej chwili zaczyna mój organizm prowadzić sam ze sobą… Odpuszczam nieco… tętno mi się uspokaja i w ulice. Wspólną zjeżdżam już na luzie… Moje zachowawcze zjeżdżanie nie wpływa dobrze na pozycje jaka zajmuje po zjeździe. Grupa przede mną oddala się. Oglądam się w tył i nie widzę nikogo na kogo warto by poczekać. Drogą Dębińską jadę sam mając stratę jakieś 150 metrów. Za mną na 200 metrów nikogo. Jadę. Nie ma sensu czekać na następna grupę. Całe 6 kilometrów walczę z wiatrem. W głowie wojna… Nie pamiętam już o czym myślałem, ale szczęki bolały mnie w tedy od zaciskania zębów ze złości. Widziałem jak oddala się ode mnie i znika w oddali grupka w której mogłem jechać chroniąc się od wiatru… Do królowej Jadwigi docieram sam. Za mną ekipa ciągnie cały czas jakieś 250-300 metrów. Zwalniam… może mnie dogonią i dam radę złapać oddech? Na Garbarach czekam nasłuchując charakterystycznego szumu doganiających mnie rolek. Nic… Jadę… Oglądam się za siebie w połowie ulicy, a grupa za mną cięgle pozostaje jakieś 250 metrów.  Zakręt w prawo po bruku i już nie czekając staram się gnać do przodu. Koło polibudy i po chwili już wjeżdżam w Baraniaka. Dogania mnie jakiś zawodnik w czerwonej koszulce. Kurczę – myślę – pierwszy który mnie wyprzedza… Przyspieszam gdy robi się pod górkę. Wyprzedzam… przed nami jeszcze jedno wzniesienie i zakręt nad Maltę… Na zjeździe zostawiam gościa w tyle i resztkami sił podganiam jeszcze bardziej… Na ostatnim zakręcie słyszę przenikliwy wrzask i pisk: “Freeeeesh!!!” To mój nowy Fanklub składający się z koleżanek Pajęczaka. DZIĘKI dziewczyny!!!  boski widok !!! Uśmiech Śliczności Uśmiech

Półmaraton Poznań 2012b 003

Na mecie wciskam guzik Polara. Kątem oka (którego z fizycznego punktu widzenia, nie posiadam) zauważam 57:…minut… Qrwa – myślę – no źle jest. Miało być lepiej niż rok temu tymczasem już po wstępnej analizie (kątem oka oczywiście) jest o minutę gorzej… Odbieram kawałek metalu na wstążce jako zadośćuczynienie moim wysiłkom i zamieniam louigino boots  na asics’y. Nie są takie wygodne, ale przynajmniej nie mają kółek Uśmiech. Starając się powrócić do naszego pojazdu który zaparkowaliśmy nieopodal napotykamy na scenę w której jakiś pojebany ochroniarz wyżywa się na rolkarzu który chciał przejechać przez trasę na druga stronę. Pewnie tak jak my miał pojazd po drugiej stronie trasy wyścigu. Niczym nie sprowokowana agresja wzbudza we mnie niesmak zatem rzucam hasło pajęczakowi i ten uwiecznia BURAKA na zdjęciach… Nie chciał podać nazwiska… Numer 519 jakby co…

Półmaraton Poznań 2012 128

Odwrócenie kierunku biegu trasy nadało jej zapewne nieco świeżości. Watr który dość mocno wiał na trasie, zwłaszcza na jej najdłuższym odcinku zapewne bardzo dal się zawodnikom we znaki. Wielu (sądzę po sobie) zapewne nie osiągnęło zakładanego na ten wyścig celu, ale wszystko zależy od punktu widzenia. Zatem podsumujmy może fakty. Pojechałem z bardzo zbliżonym czasem do zeszłorocznego, suma podjazdów i zjazdów bardzo zbliżona (2% więcej zjazdów w tym roku), długość trasy identyczna, warunki atmosferyczne dużo gorsze (niższa temperatura i przez większość trasy dość silny wiatr), w roku 2011 zająłem 83 miejsce w open i 11 miejsce w swojej kategorii, w 2012 roku zająłem 60 miejsce w open i 9 miejsce w swojej kategorii. Zatem, było nie było jakiś tam progres jest, ale zadowolony z siebie nie jestem… Z minusów:  w roku 2011 pojechałem na 96%HR max w w 2012 roku na 94%HR max, a większość moich kumpli (właściwie to wszyscy jak zwykle…) odjechało mi daleeeeeeeko do przodu Cóż… życie pokaże co będzie w Krakowie.

image

pozdrawiam Fresh

Trening Roll4life Krzesiny-Gądki 11.03.2012   Leave a comment

Trening Krzesiny 003

 

Pierwszy wspólny trening ekipy Roll4life w tym roku na Krzesinach. “Krzesiny” mają swój specyficzny urok. Długi podjazd tym razem pokonywaliśmy pod wiatr. Później było łatwiej. Obciążenie tym razem zakładane średnie/słabe, wzrosło w moim przypadku do dużego i w pewnym momencie maksymalnego. Ty razem u Fresha jest moc, jest siła, nie ma jeszcze odpowiedniej wytrzymałości – ta powinna rosnąć z każdym przejechanym kilometrem. Do półmaratonu w Poznaniu pozostało ledwie 20 dni. A potem Kraków. Tam musi być ogień… 

Kilka fotek z treningu znajdziecie w albumie.

PozdRoll

Fresh

Trening Krzesiny 006

Slideboard – trening techniki na sucho.   1 comment

 

slide_animatedOd dłuższego czasu zastanawiałem się nad zbudowaniem tego ustrojstwa. Zima sprzyja treningom na sali i siłowni, ale styczeń to ostatni dzwonek na specjalistyczne przygotowania do wyścigów na rolkach. Jak to zrobić? Jest wiele specjalistycznych ćwiczeń dla uprawiających

ten piękny sport zawodników, wykorzystujących podstawowe narzędzia dostępne w prawie każdej siłowni i w każdym dobrym klubie fitness. Osobiście od października korzystam z usług jednego z lepszych klubów poznańskich pod okiem personal trenera Emila H. Wbrew pozorom doświadczenie w budowaniu masy mięśniowej i wytrzymałości bardzo ułatwia sprawę. Nie bez znaczenia jest również spojrzenie z dystansu innej osoby na nasze “hard body” i dobranie oraz skorygowanie odpowiedniego układu ćwiczeń i obciążeń. Po etapie budowy masy i następnie wytrzymałości przychodzi czas na specjalizację. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na to jak ćwiczą najlepsi. Oglądając jak trenuje Joe Mantia wiedziałem, że jednym z kluczowych ćwiczeń są treningi na slideboardzie. Trochę popytałem, poszperałem w necie i postanowiłem zbudować samemu takie proste urządzenie.

Konstrukcja slideboarda okazała się prostsza niż z początku myślałem a materiały można kupić w każdym sklepie z materiałami budowalnymi. Podstawowym elementem konstrukcji jest płyta wiórowa laminowana o wymiarach 60x 18×2500 mm. Może być oczywiście grubsza , ale cały zestaw jest już i tak dość ciężki, a grubsza płyta niepotrzebnie zwiększy jego masę. Odbojnice na końcach deski wykonałem z dwóch kawałków heblowanego drewna sosnowego (jest miękkie więc poprawi nieco komfort użytkowania). Przymocowałem je za pomocą trzech śrub meblowych wpuszczanych od spodu, aby nie rysowały podłogi. Od spodu powierzchnię wykleiłem taśmą antypoślizgową. Deskę nie układam bezpośrednio na podłodze, a na macie antypoślizgowej (dostępna w w każdym sklepie sportowym). Pomimo zastosowania maty deska nie była wystarczająco stabilna i często się przesuwała, zwłaszcza gdy nabierałem prędkości i odepchnięcia stawały się mocniejsze, Po zastosowaniu dodatkowej taśmy na spodzie deski jest bardzo stabilnie. Na zdjęciach w sieci widziałem, ze odbojnice od wewnątrz podklejone są jakąś gąbką aby amortyzować uderzenia stopą w brzeg drewna. JA tego nie zrobiłem i w zasadzie nie przeszkadza mi to. Może gdybym ćwiczył w samych skarpetach to miało by to jakieś znaczenie. Na buty zakładam stare frotki z mopa parowego który jesienią się popsuł i to jedyna rzecz która po nim pozostała w nadziei ze jeszcze się przydadzą. No i przydały się. Powierzchnię deski nasmarowałem woskiem samochodowym i wypolerowałem. Można również użyć wosku do mebli – tez daje niezły poślizg.

Sam trening na tym urządzeniu nie jest taki prosty jak się wydaje w wykonaniu Joe ale zapewniam wszystkich którzy jeszcze nie próbowali – DAJE W KOŚĆ … i podobno bardzo dobrze wpływa na jakość techniki jazdy i odepchnięcia. No cóż… Poćwiczymy , zobaczymy Uśmiech.

Poniżej kilka fotek (kot nie wchodzi w skład zestawu, ale dobrze się nim poleruje deskę )

slideboard 007slideboard 008slideboard 010slideboard 012slideboard 015slideboard 016

Posted 7 lutego 2012 by freshmtb in sprzęt

Tagged with , , ,

3 Maraton Sierpniowy – Gdańsk 28.08.2011   1 comment

Before the race…

Maraton Solidarności 11

Przy okazji tej imprezy postanawiam ostatni weekend wakacji spędzić rodzinnie nad polskim morzem. Ponieważ maraton odbywa się w niedzielę wykorzystuję zaplanowany na poniedziałek urlop, aby móc jeszcze odpocząć po ewentualnych trudach wyścigu. Szukając dobrego miejsca na nocleg, gdzieś nie daleko startu trafiam na Camping nr 67 “Przy plaży”. Pośród “bandyckich” cen panujących w sezonie nad morzem ten jest chyba najtańszy, ale infrastruktura i zaplecze soc jalne wydaje się być na odpowiednim i podobnym do pozostałych poziomie. Bez urazy, ale właścicieli takich miejsc wsadzał bym do ciupy za rozbój w biały dzień… Wyjeżdżamy z domu w sobotę wczesnym rankiem. Podróż mija spokojnie, poza kilkoma zdarzeniami na drodze, które utwierdzają mnie w przekonaniu o debiliźmie niektórych kierowców. Do campingu docieramy koło południa. Az sam się dziwię z jaka łatwością przychodzi mi cofanie z przyczepą – trening czyni mistrza… Pogoda jest super. Dzień spędzamy na spacerach po plaży i wypoczynku. Popołudniu odbieram pakiet startowy i witam się z chłopakami startującymi w Freestylu. Gadamy chwile i umawiam się na wspólną jazdę z Piotrem M. Wieczorem przygotowuję sprzęt do jutrzejszego wyścigu. Pomimo prognoz zakładam jednak zestaw na suche warunki z cichą nadzieja, że nie będę musiał go jutro odkręcać… Wieczorem makaronik i nieco pieczonego na grilku kurczaczka…

Race

Maraton Solidarności 12

Maraton Solidarności 09W nocy burza… Kilkukrotnie budzą mnie pioruny i bębniący o dach przyczepy ulewny deszcz. Nad ranem burza uspokaja się i daje nam spokojnie dospać do siódmej. Wstajemy z niepokojem spoglądając w niebo. Nie jest źle… Po deszczu ani śladu nie licząc kilku kałuż i mokrej trawy, a na niebie ledwie kilka białych chmurek. jest chłodno ale prześwitujące od strony morza słoneczko zaczyna dawać trochę drogocennego ciepełka. Jemy śniadanie i w drogę. Kilka minut po dziewiątej jesteśmy już na parkingach przed PGE Arena w Gdańsku. Krótki tour po okolicy i witam się z wszystkimi znajomymi. Trochę straszą mnie kłębiące się na horyzoncie gęste czarne chmury, ale co tam… Co ma być to będzie. Rozgrzewam się i dosłownie trzy minuty przed startem staję obok Piotra w boksie startowym. Ruszamy… Jadę za Piotrem uważając aby się nie potknąć o nogi któregoś z jadących obok rolkarzy. Tempo jazdy jest dość imponujące. Pierwsze kółko robimy w czasie 18minut, następne już tylko 16minut. Fajnie…. mamy czas na godzinę i dwadzieścia pięć minut. Jeśli utrzymam tempo Piotra to będzie rewelacja. Na drugim okrążeniu dołącza do nas jedna koleżanka z KKSW Krak z Gdyni, a chwile później jeszcze jedna… Jedziemy razem rozwijając sporą prędkość na prostej podczas trzeciego okrążenie. W połowie okrążenia niestety odpadam nie wytrzymując prędkości jazdy. Pod koniec kółka doganiam Krzyska G. który przeżywa kryzys i wyprzedzam go jadąc dalej swoim tempem. Nie czuję się jakoś mocno zmęczony. Jadę spokojnie sam nauczony doświadczenie z poprzednich maratonów i czekam aż dogoni mnie jakaś grupka do której będę mógł się dołączyć. Po nawrotce, gdy mozolnie zmagam się z wiatrem, wyprzedza mnie kilkuosobowa ekipa a w niej Krzyś G. Zapraszają mnie do pociągu, a ja skwapliwie wskakuję za Krzyśka. Zmieniamy się co jakiś czas i tak szczęśliwie kończę czwarte kółko. Po okrążeniu Areny nasza grupka jakoś rozpada i wbijam się w większą która tyle co mnie wyprzedziła. Tempo jazdy wzrasta z każdym kolejnym kilometrem ostatniego okrążenia. Trzymam się blisko Krzyśka starając się nie stracić z nim kontaktu wzrokowego. Sytuacja zmienia się bardzo szybko i łatwo można niepostrzeżenie wypaść z kolejki, a pod wiatr to już nie  ma coc myśleć o dogonieniu grupy. Na finiszu ledwie daję rade dogonić Krzyśka któremu rok temu na Biegu niepodległości obiecałem, że jeszcze się z nim pościgam… Wyprzedzam go chyba o długość nogi. Świetna zabawa. Dzięki Krzysztof za wspólna jazdę. Mam nadzieje, ze pojedziemy razem w Berlinie. Maraton kończę z czasem 1:34:12, co daje mi 149 miejsce w open i 37 w kategorii M40. Życiówka !!!Wynik ten osiągnąłem dzięki treningom z Blu Redanem i Krzychem Plichem, oraz pierwszym dwóm kółkom z Piotrem M. Dzięki chłopaki ! Roll4life !!! Zostanę tu jeszcze jeden dzień. Poleżę na plaży. pochodzę w morzu… Wykorzystam ostatnie dni ciepełka. Mam nadzieję że pogoda dopisze…

Maraton Solidarności 06Maraton Solidarności 01Maraton Solidarności 02Maraton Solidarności 03Maraton Solidarności 04Maraton Solidarności 05Maraton Solidarności 07Maraton Solidarności 08

Maraton Sierpniowy

Fresh

Posted 28 sierpnia 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , ,

XXII Bieg Nojiego (rolki) Krzyż-Wieleń 15km 07.08.2011   1 comment

Bieg Nojiego08

Bieg Nojiego09Wzorem lat ubiegłych Bieg Nojiego odbywa się na początku sierpnia. Praktycznie prawie od miesiąca nie miałem rolek na nogach. Maraton w Osiecznicy, kilka dni rozjazdu, odpoczynek, deszczowa aura, wakacje i dzień przed wyścigiem, trening na Łęgach. Ot, cały mój okres przygotowawczy do tej edycji tego wspaniałego wydarzenia… Wieczorem szykuję rolki, przygotowując się na wypadek deszczu, a rano dosłownie kilka minut przed siódmą wspólnie z Pasia Asią i Krzychem P. wyjeżdżamy spod sklepu Krzyśka w kierunku Wielenia. W Wieleniu zostajemy przekierowani do biura wyścigu w Drawskim Młynie gdzie sprawnie rejestrujemy się i odbieramy numery startowe. Kilka minut przed dziesiątą wsiadamy do autobusu który zawozi nas do Krzyża. Trasa nie jest przejezdna na całej swojej długości dla rolkarzy dlatego organizatorzy zdecydowali się skrócić w tym roku dystans i przesunąć start do miejscowości Krzyż. Po starcie pokonujemy krótki odcinek bardzo złej jakości asfaltu i już po chwili suniemy zwartym kluczem złożonym z trzynastu zawodników i zawodniczek. Niestety, sielanka nie trwa długo. Już po chwili tempo wzrasta i jedziemy dobrze ponad 40km/h. Mocne tempo narzucane przez jednego z zawodników rozrywa na strzępy nasz ogonek. Mieliśmy jechać spokojnie i bawić się wspólnie, ale ambicje jednego z zawodników zmusiły wszystkich do wzmożonego wysiłku. Kriss jedzie w niewielkiej odległości od rwącego do przodu rolkarza. Staram się podganiać ale już czuję, ze nie dam rady. Wyprzedza mnie Grzesiek ,i pomimo wysiłku nie udaje mi się dotrzymać mu kroku. Cóż… W zasadzie nie ma się co dziwić. Nie przyjechałem się tu ścigać. Jest ciężko, spore tempo, dość wysoka temperatura i kiepskiej jakości asfalt skutecznie dają mi się we znaki. Niewiele pomaga wzmożony doping miejscowych kibiców. Mostek z kamienistą przeszkoda na którym zostałem ubiegłego roku, ty, razem pokonuje już samotnie. Wiem, ze jadę na szóstej pozycji i za mną nie widać nikogo z pozostałych zawodników. Odpuszczam… Patrzę na pulsometr – 104 % HR Max.  No po prostu się zajechałem. Do mety docieram już spokojnie starając się czerpać maximum przyjemności z wysiłku włożonego w jazdę. Na stadionie szybko zdejmuję rolki i truchcikiem przekraczam linie mety. Fajny bieg, fajna pogoda fajna atmosfera… Odpoczywamy popijając mineralną i zajadając się kiełbaskami. Krzysiek odbiera nagrodę za pierwsze miejsce i szykujemy się do powrotu. Zabieramy do Poznania Siergieja-jednego z zawodników z Ukrainy. Po drodze rozmawiamy, wymieniamy poglądy i wiadomości o naszych krajach. Siergiej twierdzi, ze jego trener był kiedyś mistrzem świata w biegi na sto kilometrów. Nie wiem co to za bieg i gdzie się odbywał, ale fajny z niego gość. Mówi śmieszną mieszanką Ukraińskiego, rosyjskiego i polskiego, ale wspaniale da się go zrozumieć. Przy okazji przypominam sobie trochę rosyjski i wspaniale się dogadujemy.

To był wspaniały weekend. Szkoda tylko, że tak szybko zabrakło mi sił. Cóż… trza się wziąć, bo Berlin za pasem Uśmiech.

Fresh

Bieg Nojiego06

Bieg Nojiego

Bieg Nojiego01Bieg Nojiego02Bieg Nojiego03Bieg Nojiego04Bieg Nojiego05Bieg Nojiego07

Posted 7 sierpnia 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , ,

4 Skate Maraton Borów Dolnośląskich–Osiecznica 26.06.2011   9 Komentarzy

Osiecznica 1

 

 

 

Zu Beginn möchte ich zwei bestimmten Spielern zu danken. Susann und Chrystian Obst – Skating Team SCC Berlin. Für wunderbare Arbeit, die sie führende Gruppe in dieser Marathon gemacht, und dank der Arbeit von dem ich es geschafft, die 01:40 Zeit zu brechen. Vielen Dank Uśmiech und Sorry für die deutsche Sprache Bias

Osiecznica Maraton

Wyjazd sobotę 25 czerwca. Jedziemy z Pasią, Redanem i Szmytą. Pechowo się zaczyna ponieważ, przed samym wyjazdem podrzucam Pajęczaka do babci i schodząc po schodach boleśnie wykręcam nogę w kostce. Niby nie jest źle. Przez całą drogę nie czuję bólu, a podróż mija nam spokojnie. Parę minut po szesnastej docieramy do Bolesławca, gdzie zarezerwowany mamy nocleg. Mieszkamy obok kościoła Uśmiech. Na szczęście śniadanie mamy zamówione na siódmą, więc dzwon na poranną sumę nie będzie nam przeszkadzał w spaniu. Cały krakowski team mieszka w tym samym pensjonacie i już chwilę po przyjeździe poznajemy naszych współlokatorów. Po rozmowie z prezesem Jackiem, dowiadujemy się o zaplanowanym na dzisiaj objazdem trasy. Przed osiemnastą zbieramy się w pełnym rynsztunku i jedziemy do położonej nieopodal Osiecznicy zbiera się tu całkiem niezła ekipa około dwudziestu zawodników. Jest drużyna z Niemiec  i z Trójmiasta. Wspólnie w spokojnym tempie przejeżdżamy najniebezpieczniejszą naszpikowaną wieloma niebezpiecznymi zakrętami część trasy. Wspaniałe miejsce do trenowania. Praktycznie zerowy ruch, dość dobra nawierzchnia i przepiękna malownicza okolica. Trasa wydaje się być bardzo sumiennie przygotowana. Wszystkie ubytki i skazy na asfalcie zostały pieczołowicie zaznaczone farbą, a gałęzie i liście normalne w lesie zostały starannie z asfaltu wymiecione… Doskonała robota.Aż chce się jeździć… Małe obawy wzbudzają we mnie bardzo malownicze chmurki, ale z nich chyba deszczu nie będzie. Mam nadzieję…  Po przejechaniu nieco ponad dziesięciu kilometrów odczuwam wilczy apetyt i w drodze powrotnej wpadamy do pizzerii i bierzemy po pizzy na głowę, na wynos. Konsumujemy spokojnie w pokoju. Redan z Rafałem wybierają się jeszcze wieczorem do sklepu po wodę do picia na jutro. Przed snem wcieram jeszcze maść na stłuczenia w obolałą nieco kostkę i w okolicy dziesiątej jesteśmy już w łóżkach.

Osiecznica 03

Rano budzimy się jeszcze przed kościelnymi dzwonami. Pyszne śniadanko przygotowane przez naszą gospodynię, krótki odpoczynek i ruszamy na start.Pogoda nie jest zbyt stabilna. Niebo zasnute chmurami i słoneczka ani widu… Na miejscu jesteśmy przed dziewiątą i odbieramy pakiety startowe, a Pasia zapisuje się na bieg 2km. Mży drobny deszczyk i jest zimno. Wszyscy po kolei zaczynają zmieniać kółka i łożyska. Ja pozostaję na razie przy swoich starych SKF’ach i Atomach. Mam nadzieję, że lekka mżawka nie przerodzi się w większy deszcz i nie potworzą się kałuże. Musiał bym w tedy zmieniać koła na bardziej miękkie. Jest tylko 15o C. Szkoda, że nie zabrałem ocieplaczy na kolana. Na godzinę przed starem zaczynam się powoli szykować. Zakładam strój KKSW. Obolały cięgle staw skokowy smaruję dość obficie maścią z Ibupromem. Dobrze zawiązany but unieruchamia obolałe miejsce i nie jest źle. Po krótkiej rozgrzewce nieco przed jedenastą następuje uroczyste otwarcie i udajemy się na miejsce startu oddalono o małe 2km . Start odbywa się za miasteczkiem w głębi lasu. Tutaj szosa jest bardzo mokra. Momentami spod kółek strzelają fontanny wody i jest ślisko. Ciężko będzie się tutaj rozpędzić, a dobre ustawienie na starcie pozwala załapać się do dobrej grupy. Spokojnie ustawiam się w środku stawki, wiedząc, że nie mam czego szukać w czołówce. Dołącza do mnie Jakinton. Po starcie przeskakujemy z grupki do grupki, aby ostatecznie przez kilka kilometrów prowadzić jedną z nich. koło czwartego, może piątego kilometra wyprzedza nas właśnie małżeństwo Obst.

Osiecznica 02

Postanawiamy z Jakintonem wskoczyć za nich. Udaje się. Suniemy z dużą prędkością bez większego wysiłku. Jakość nawierzchni zmienia się co chwilę ale w zasadzie raczej jedziemy po suchym lub lekko mokrym asfalcie. Spoglądam na pulsometr. Jest nieźle tętno nieco powyżej 90%, a czuję się doskonale. Mijamy nawrotkę dla wyścigu na 16km i jedziemy dalej w kierunku miejscowości Parowa, gdzie dopinguje nas Borek (kolega z Puszczykowa). Doganiamy grupę która jedzie przed nami i nasi niemieccy zawodnicy dołączają do swoich ziomków zza Odry, a my z Jakintonem podciągamy nieco do przodu i łapiemy się do kilkuosobowego składu, nadającego podobne tępo do poprzedniej grupki. Gdzieś koło osiemnastego kilometra zaczynam odczuwać ból pleców. Jakinton ma taką samą dolegliwość, ale po wymianie kilku zdań kontynuujemy jazdę. W zasadzie po początkowej roszadzie w naszej grupie nic się nie zmienia. Nasze grupki wymieszały się tworząc nawet niezłej wielkości peletonik na czele którego widzę znów naszą niemiecką parę. Jedziemy z Jakintonem gdzieś na szóstym miejscu w grupie, a niemiecki zawodnik jadący tuż przed Jakintonem ciągle gubi rytm zostaje, podciąga, przestaje się odpychać i tak w kółko. Fatalnie się za nim jedzie. Przy kolejnym przejeździe przez szosę w Parowej ponownie widzę na poboczu Borka. Coś tam krzyczy, ale staram się nie dekoncentrować. Jest ślisko i co chwilę moczy nas drobny deszczyk.

Osiecznica 04Jadąc w kierunku miejscowości Ołobok Jakinton rozcina sobie palec, chyba podczas odkręcania jakiejś fiolki z odżywką. Wiedząc, że za chwile będzie nawrotka i pojedziemy ta sama drogą z powrotem, woła do dzieci stojących przy drodze prosząc o plaster. Zawracamy na małej pętli dla autobusów i za chwilę widzę z daleka grupkę dzieciaków machających do nas kawałkiem plasterka dla Jakintona. Zuchy… Niestety jedziemy z taka szybkością że mojemu koledze nie udaje się przejąć cennego plastra i dalej krwawi. Znów docieramy do Parowej i skręcamy w kierunku Długokątów. Ciągle zmieniający rytm zawodnik niemiecki zaczyna i mnie drażnić. Wypatruję z niecierpliwością momentu w którym będzie można wskoczyć przed niego i na jakieś 9km przed metą wykorzystując jakieś małe przetasowanie albo zamieszanie w czołówce grupy, wskakuję za Christiana O. i dalej jadę za nim i jego żoną i jeszcze jednym zawodnikiem z Silesia Skating w równym tempie. Widać, że wiele kilometrów pokonują wspólnie bo jazda jest bardzo rytmiczna i równa. Odpoczywam…. Czuję się na prawdę dobrze… Pogoda się nieco ustabilizowała i już nie moczy nas mżawka. Asfalt jest w zasadzie suchy. Doganiamy kolejnych samotnych zawodników którzy dołączają do naszego peletonu. Niektórzy próbują się wcisnąć do czołówki grupy powodując małe zamieszanie, ale w zasadzie pomimo zmieniającej się ciągle jakości nawierzchni jedzie mi się wyśmienicie. W odległości około 3km do mety z grupy ostro wyrywa jakiś niemiecki team. Bojąc się ze nie dam rady nie dołączam do nich. Widząc jak się oddalają zastanawiam się czy powinienem dojechać do mety razem z peletonem. Na finiszu może być ciasno. Każdy będzie chciał coś ugrać dla siebie. Widząc już z daleka tabliczkę z napisem “1km do mety” wyrywam z grupy i cisnę ile sił do przodu. Przez chwile wydaje mi się, że ktoś jedzie za mną ale nie oglądam się za siebie finiszując mocno przez ostatni kilometr. Swoim zrywem nadrabiam nad grupą 16 sekund i wpadam na metę z czasem 1godzina 39minut i 44sekundy. Jakinton przyjeżdża z peletonem dokładnie o 16 sekund później. Jadąc do końca w grupie nie “złamałbym” czasu 1:40. Wspaniały wyścig. Pomimo tak dobrego jak dla mnie czasu nie czuję się wcale mocno zmęczony. Dopiero po zdjęciu butów czuje jak bardzo bolą mnie stopy i nadwyrężona kostka. Ledwo mogę chodzić… Po godzinie jednak dolegliwości te nieco ustępują, mogę się już swobodnie poruszać i dryfuję po polance zagadując znajomych jak im poszło. Potem już tylko odbieramy dyplomy, słuchamy ogłoszenia wyników i koło piętnastej wracamy do naszej kwatery na obiad, prysznic, pakowanko i wracamy do domu. Podróż mija spokojnie, pomimo zwiększonego nieco niedzielnym popołudniem ruchu. Wspaniały weekend. Za rok na pewno tu wrócę aby poprawić swój wynik Puszczam oczko.

Fresh.

Posted 27 czerwca 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , , , , ,

Pokaz Roll4life dla dzieci. Szkoła podst.nr 13 w Poznaniu 10.06.2011   Leave a comment

pokaz Roll4life 03blog

Krótki, ale bardzo emocjonujący pokaz jazdy na rolkach Freestyle w wykonaniu grupy Roll4life. Bardzo udany występ pomimo kiepskiej nawierzchni (kostka).Wielokrotnie nagradzani brawami dziecięcej (i nie tylko) wspaniałej publiczności. Dzieci są najwdzięczniejszym odbiorcą takich pokazów. A kubeczki specjalnie przygotowane na tą okazję zdały swój egzamin Uśmiech. Wszyscy sympatycy Roll4life maja nadzieję oglądać chłopaków, niebawem w kolejnej edycji “Mam Talent” .

 

PozdRoll

Fresh

pokaz Roll4life 01pokaz Roll4life 02pokaz Roll4life 04pokaz Roll4life 05pokaz Roll4life 06pokaz Roll4life 07pokaz Roll4life 08pokaz Roll4life 09

Posted 10 czerwca 2011 by freshmtb in Zdrowie i kondycja/ rekreacja

Tagged with , , , , ,

Speedskating Krzesiny–Gądki 15.05.2011   Leave a comment

Kolejny ostry trening z grupą Roll4life na Krzesinach, a właściwie w okolicy Gądek. Coś w sobie maja te “Krzesiny”… Prawie idealnie gładki asfalt przyciąga coraz większą liczbę rolkarzy. Nie odstraszają na prawdę trudne zazwyczaj warunki (wiatr wieje tu praktycznie zawsze). Wspaniałe miejsce na symulację wyścigu, dające w kość nawet najbardziej wytrenowanemu zawodnikowi. Poza tym wspaniała zabawa i nieodłączny w grupie Roll4life HUMOR sprawia, że nawet największy wysiłek zdaje się przynosić MEGA przyjemność…  W albumie krótka fotorelacja z niedzielnego napierdzielania Szeroki uśmiech.

P.S.

Zapewne zaciekawi WAS wiecznie uśmiechnięta gęba Redana… Mnie tez zastanawia jak on to robi… Puszczam oczko

 

Fresh

Trening Seedskating. Poznań-Krzesiny 01.05.2011   Leave a comment

20110501149

krzesiny

W końcu dałem się namówić na trening speedskating w kultowym już miejscu na Krzesinach. Jedno jest pewne. Kto poważnie myśli o ściganiu się na rolkach powinien pośmigać w Krzesinach. Walka z wiatrem wspaniale pozwala trenować krycie się za zawodnikiem, jazdę w kolumnie i/lub walkę z własnymi słabościami. 20110501150

Pojeździliśmy Uśmiech

Było przezajebiście, na pewno jeszcze nie raz tam pośmigam.

Fresh

 

 

 

 

 

 

 

 

krzesiny polar

Wiosna :-)   Leave a comment

Wreszcie ciepło! Niedziele spędziliśmy w parku. Wiosenne ciepełko, aż wręcz zmusza do rodzinnych wypadów na rolki Uśmiech

 

rolki 026 rolki 011rolki 012rolki 013rolki 015rolki 018rolki 021 

         rolki 010rolki 024rolki 028

 

PozdRoll

Fresh

Posted 13 marca 2011 by freshmtb in Bez kategorii

Tagged with , ,

Bieg Niepodległości–Warszawa 11.11.2010.   2 Komentarze

014

PrzechwytywanieOstatni zaplanowany w tym roku wyścig na rolkach. Od dwóch tygodni z niepokojem śledzę prognozy pogody na ten dzień. Ostatecznie ma być dość ciepło i raczej sucho. Zeszłoroczny bieg bardzo przypadł mi do gustu pomimo fatalnej pogody, zatem postanowiłem na stałe wpisać go do kalendarza imprez w których będę cyklicznie brał udział. Wybraliśmy się w tym roku we czwórkę: Krzysztof w towarzystwie Klaudii i ja z Pasikonikiem która miała robić zdjęcia z trasy. Podróż mija nam spokojnie i już kilka minut po dziewiątej rano jesteśmy pod Warszawą. Dotarcie na miejsce startu i znalezienie dobrego miejsca na parking zajmuje nam prawie godzinę. Ostatecznie zatrzymujemy się obok MacDonalda gdzie można spokojnie wypić herbatę i skorzystać z toalety. Odbieramy pakiety startowe i spokojnie zaczynamy się szykować do biegu. W międzyczasie dociera do nas Michał z Warszawy i opowiada jak przebiega trasa, jaka jest nawierzchnia i na co zwrócić uwagę. Staram się zapamiętać jak najwięcej cennych uwag, w końcu nie wiadomo co może się zdarzyć. Michałowi policjanci wlepili mandat za przechodzenie na czerwonym świetle przez ulice która i tak już jest zamknięta dla ruchu. Hamstwo…. Coś mocno mi się wydaje, że barany zapomnieli od czego tu są. Przez jakiś czas spod oka obserwuję jak zamiast pilnować naszego bezpieczeństwa, czają się jak takie dwa sępy i wlepiają jeszcze kilka mandatów. Ścigają nawet jednego gościa który nie zareagował jak na niego krzyczeli… Trzydzieści minut przed startem zaczynam się rozgrzewać, pozostawiając nadal polujące sępy przy przejściu dla pieszych. Ustawiam się na kresce. Od jakiegoś czasu boli mnie brzuch – czyżby stresik przed startem?

 

bieg niepodległości 2010 186

Ruszamy z Alei Jana Pawła II w kierunku ulicy Tytusa Chałubińskiego i dalej Aleją Niepodległości, aż do Rakowieckiej gdzie zawracamy do mety która znajduje się na wysokości startu… Zaraz po stracie próbuję trzymać tępo Krzyśka z SSW Malta. NA podjeździe na most odstaje jednak za bardzo i silny tego dnia wiatr skutecznie utrudnia mi dołączenie do Krzyśka. Następnych kilka kilometrów jadę sam patrząc jak powolutku odległość do niego i jeszcze jednego zawodnika którego nie znam zwiększa się. Jadę z nadzieją, że wiejący mi prosto w twarz zimny wiatr po nawrocie będzie wiał mi w plecy i jazda będzie nieco mniej uciążliwa. Dojeżdżając do Rakowieckiej mam już sporą stratę do zawodników za którymi chciałem się złapać i niewiele sił aby próbować ich dogonić. Zawracam, a wiatr nadal wieje mi w twarz… 13 minut na półmetku to o minutę więcej niż bym chciał. Całą drogę co chwilę zawiewa skutecznie spowalniając moją jazdę. Czuję się już nieźle przewentylowany zimnym powietrzem i postanawiam nieco odpuścić w obawie przed chorobą. Staram się jednak utrzymać w miarę dobre tępo jazdy, jednak wyprzedzający mnie zawodnicy fatalnie wpływają na moja psyche. Ostatkiem sił zmuszam się do zwiększenia prędkości na kilometr przed metą. Dzięki temu jadącej od dłuższego czasu za mną grupce nie udaje się mnie dogonić. Ostatecznie kończę bieg z czasem 26 minut i 50 sekund. O pięć minut lepiej niż rok temu i o dwie minuty gorzej niż zamierzałem. Przewidując spory ruch na drodze, nie czekamy na dekoracje i opuszczamy Warszawę kilka minut po czternastej. Po drodze zatrzymujemy się na festiwalu pierogów w Karolkowie, uzupełniając spalone dziś kalorie. Do domu docieram koło dwudziestej. Jestem wykończony, ale wyjazd zaliczam do udanych. Spędzenie dnia w doborowym towarzystwie i zdobycie nowych doświadczeń – bezcenne Uśmiech. Muszę sporo popracować przez zimę aby w następnym sezonie znów powalczyć. Mam paru kolegów do dogonienia Puszczam oczko.

Fresh.

Posted 12 listopada 2010 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , , , ,

Półmaraton Tor Poznań – Rolki 16.10.2010. – gościnnie na zakończeniu sezonu wyścigowego kolarzy.   Leave a comment

1

001

 

Grypa straszna przestała nękać moje trzewia i tydzień później pierwszy wyścig…. Właściwie to taki lepszy trening… nie nastawiałem się na walkę, tylko na postawienie się na nogi… O wyścigu dowiedziałem się jak zwykle od przyjaciół, a szczegóły zaczerpnąłem z Internetu. Przy okazji zakończenia sezonu rowerowego org. uhonorował nasze całoroczne starania przebicia się i dodał do harmonogramu startów także start Rolkarzy. To miłe, że znalazło sie miejsce dla tej rozwijającej sie dyscypliny, oby jeszcze sami kolarze zaakceptowali fakt, że Rolkarze mogą sie ścigać w tym samym miejscu o tym samym czasie… Bardzo dobra organizacja i świetna oprawa wyścigu. Prowadzący Piotr Kurek jak zwykle wypełnił swoim głosem i wiadomościami akustyczną dziurę pojawiającą sie w takich miejscach… Aura w zasadzie dopisała. Zapowiadali deszcz, ale na szczęście skończyło się na porannym kropieniu i na torze mogliśmy na sucho spróbować naszych sił… Startowaliśmy minutę za kolarzami, zatem potraktowano nas moim zdaniem bardzo poważnie. Mam nadzieję, że wkrótce sami kolarze zaczną traktować poważnie nasz wysiłek i nie będzie dochodziło do poniżających sytuacji na trasie…

 

 

Przechwytywanie

Półmaraton Tor Poznań 110  Jedna pętla wyścigu liczyła sobie 4100 metrów długości, a do pokonania mieliśmy 5 okrążeń – 20,5km… Pojawiamy się na starcie na 40 minut przed planowanym startem i bez większych komplikacji załatwiamy wszystkie formalności. Opłata startowa niewielka – 30 pln. numery startowe i bez większych ceregieli zaczynamy się rozgrzewać. Na prawdę, szybko łatwo i przyjemnie ;-). Przed samym startem przepinamy numery z biodra na uda tak jak powinno być, aby były lepiej widoczne dla sędziów. Ruszamy z małym poślizgiem czasowym, ale jakość nie sprawia mi to większej różnicy. Przed nami wszyscy kolarze, my na końcu. Ruszamy leniwie (przynajmniej ja). Początek trasy nieco pod górkę i pod wiatr. W tych samych warunkach przyjdzie finiszować. Pierwsze dwa kółka jedziemy we trójkę z Szarym Ziomem i CrazyPete. Po pierwszym okrążeniu doganiamy Krzyśka z SSW Malta i jakiś czas jedziemy razem. Niestety tępo jazdy kolegów jest zbyt duże jak dla mnie więc odpuszczam i dalej jadę sam. Po chwili zwalnia CrazyPete aby mnie podciągnąć ale daję mu znać aby nie czekał na mnie bo ja dalej jadę czysto rekreacyjnie i nie mam zamiaru się spinać w obawie przed nawrotem choroby. Tak więc kulam sie przez 5 okrążeń podziwiając okolice i delektując się doskonałą nawierzchnią Toru Samochodowego. Fajnie było by tu częściej pojeździć… Pod koniec 4 okrążenia dogania mnie Drzastwa który jedzie na samym czubie wyścigu, a zaraz potem CrazyPete. Niesamowity gość. Wystartował do przodu z opóźnieniem na drugim okrążeniu, dogonił wszystkich i prześcignął. Prawie udało mu się dojść Drzastwę, ale zwolnił koło mnie i dalej znowu jechaliśmy razem gadając jeszcze przez kolejne okrążenie które Crazy robi ze mną dodatkowo dla towarzystwa :-). Do mety docieram z czasem 59 minut. Nieźle zważywszy na celowe wolne tępo jazdy. Przebieramy sie szybko w suche ciepłe ciuch bo temperatura powietrza znacznie spadła poniżej 10 stopni i ciągle dmucha zimny przeszywający wiatr. Nikomu z nas nie chce sie czekać na dekoracje i po zjedzeniu grochóweczki szybko zwijamy manele i znikamy. Udany dzień, dobry trening, kilka nowych doświadczeń i wspaniałe miejsce na rolki – trzeba coś wykombinować, aby można było częściej tam pojeździć…

Fresh

Jeszcze foty z ręki Pasi 🙂

 

Rollerblade Race Machine Pro Boot Luigino Racing   Leave a comment

Od drugiej płowy lipca 2010 (a mamy teraz prawie połowę października2010) moje stopy mają przyjemność gościć (podczas jazdy na rolkach) w butach Rollerblade Race Machine Pro Boot Luigino Racing.

race-machine-le-boots-ze_132Charakterystyka:

Mocowanie do szyn – 195mm

Konfiguracja mocowania – Przód i tył po 1 punkcie mocowania

Wykonanie – Lekkie włókno węglowe (carbon) + BAREFOOT

Termoformowalny – but tak

Termoformowalny język – nie

Zapięcie i sznurowanie – zapięcie, asymetryczne wiązanie: sznurówki

 

Jest to najwyższy model obecnie (2010) dostępny w kolekcji firmy rollerblade, rolki złożone na bazie tego buta dają możliwość jazdy na gołe stopy – karbonowa skorupa wyklejona jest w środku specjalną skórką, która zapewnia, że spocona stopa nie będzie sie ślizgać. Jeżdżąc dotychczas w modelu Rollerblade Race Machine Plus, po założeniu tego cacuszka na stopę poczułem się jak w niebie… Kriss dobrze wiedział co robi, mówiąc: “Przymierz, zobacz, posmakuj, w tym sie jeździ… powiedz co myślisz…” 🙂 . spryciarz… wiedział , ze po założeniu tego buta na stopę zdecydowana większość zawodników będzie chciało się “przesiąść” . ale do rzeczy… Po pierwszym założeniu buta na nogę odczułem niesamowity komfort. Rzadko zdarza mi się aby jakikolwiek but założony po raz pierwszy na stopę tak idealnie pasował jak ten. Bucik idealnie przylegał do stopy. Zero gniecenia, uciskania, czy tez jakiegokolwiek dyskomfortu. But o rozmiarze 43 przymierzałem na cienką skarpetę i był nieco luźny (za długi), ale ponieważ firma Rollerblade nie robi połówek, a ja mam rozmiar stopy 42,5 wiedziałem już że próba wbijania się w but o pół numeru mniejszy nie ma najmniejszego sensu. Wystarczy dobrać odpowiednią wkładkę i będzie idealnie. Dobieranie idealnej grubości i długości wkładki zajęło mi kilka dni i kilka prób ;-), ale generalnie dobrałem taką która sprawiła, że but naprawdę idealnie leży i można w nim ścigać się całymi godzinami bez ryzyka uszkodzenia/zdeformowania stopy. Po pierwszych jazdach stwierdziłem, że but zdecydowanie lepiej trzyma stopę w okolicy koski, niż jakikolwiek inny but to wrotkarstwa szybkiego który kiedykolwiek dotąd miałem na nodze i dziś nadal tak twierdzę. Na początku przez prawie miesiąc, konieczne było dość spore dociąganie sznurówek co jakiś czas w czasie treningów, aby czuć sztywność i pewne trzymanie stopy. Domyślam się, że jest to cena komfortu jakim obdarzył ten bucik Pan Luigino. Na dzień dzisiejszy po przejechaniu w tych butach około 300km, jestem całkowicie zadowolony zarówno z komfortu jaki daje ten sprzęt jak i jego sztywności i trzymania stopy jaki zapewnia. Nie jeździłem w nim na gołą stopę ponieważ uważam to za mało higieniczne i wolę zakładać bardzo cienką skarpetę którą za każdym razem po użyciu piorę, a wnętrze buta spryskuję specjalnym środkiem dezynfekującym i bakteriobójczym o którym napiszę innym razem. Skóra, która oklejone jest to cacuszko wydaje się być naprawdę dobrej jakości, a klamra wygląda na o wiele wytrzymalsze niż w niższych modelach. Jedynym minusem do którego mógłbym się przyczepić jest nieco utrudnione odpinanie klamry w sytuacji gdy pasek jest mocno napięty. Aby uwolnić pasek należy nacisnąć jednocześnie dwie dźwignie znajdujące się po bokach klamry. Nie ma z tym problemu gdy pasek nie jest mocno napięty, ale przy mocniejszym napięciu stwarza to pewien problem, ale wydaje się być błahostką przy tylu zaletach.

W bucie tym wystartowałem jak dotąd w Biegu Nojiego, w Pucharze Wielkopolski w Turku, oraz w 4 półmaratonie w Zbąszyniu i jestem w 100 procentach zadowolony z jazdy w nim.

Fresh

Posted 9 października 2010 by freshmtb in sprzęt

Tagged with , , , , ,