Archive for the ‘Roll4life’ Tag

Puchar wielkopolski Roll4life 01.05.2013–majówka na rolkach   Leave a comment

Puchar Roll4life 1 163

Puchar Roll4life 1 261Pierwsze zawody z cyklu Pucharu wielkopolski organizowanego przez klub Roll4life. Fajnie bo nasze, blisko i całkowicie dla zabawy… W gronie przyjaciół i znajomych oraz niektórych klientów najlepszego sklepu rolkarskiego w Wielkopolsce.  Roll4life było zarówno organizatorem, sponsorem jak i głównym uczestnikiem. Kilka minut po jedenastej docieramy do lodowiska iglo Park  w Suchym Lesie, gdzie miały odbyć się zawody. Rozegraliśmy kilka konkurencji w dwóch kategoriach – Speed oraz Wielobój. W skład kategorii Speed wchodziły biegi sprinterskie na dwa okrążenia oraz wyścigi trójek na 5 okrążeń i wyścig na eliminacje na 30 okrążeń.  Aby wziąć udział w wieloboju, oprócz wyścigów speedowych zawodnicy musieli zmagać się jeszcze z konkurencjami takimi jak speed slalom, jazda pod tyczką oraz jazda indywidualna tyłem na czas. Cztery ogromne pizzę zwieńczyły wysiłek ścigaczy i Freestylowców. Świetny dzień, świetna zabawa, doskonałe miejsce i doborowa kompania zawodników.  Pasia wylosowała nagrodę pocieszenia którą był komplet nowiusieńkich kółek do jej rolek. Teraz pora na omawianie błędów organizatorskich, podsumowania, refleksje nad niedoskonałościami naszej organizacji. Niebawem kolejna odsłona Pucharu ROLL4LIFE

Puchar Roll4life 1 333      Puchar Roll4life 1 218

Puchar Roll4life 1 147     Puchar Roll4life 1 346

Puchar Roll4life 1 342

Pozdrawiam

Fresh

Wycieczka MTB– Polanka; Dziewicza Góra; Owińska; Biedrusko; Poznań. 21.04.2013   Leave a comment

IMG-20130421-00328a

Tego Właśnie już brakowało. Długich lajtowych wycieczek z Luboniakiem. Kilka słonecznych chwil, choć wiaterek jeszcze zimny, postanowiliśmy z Luboniakiem spędzić tak jak za najlepszych lat naszej długiej znajomości… Rower, wiatr we włosach i słoneczko. Po dość przeciągającej się  zimie, wreszcie zaczynam odczuwać że, przynajmniej cześć tego świata pozostała normalnie tak jak kiedyś. Wyruszyliśmy z nowego lokum Fresha punktualnie o 11:00. Bezpośrednio z Polanki wyruszamy w kierunku Dziewiczej Góry. Krótki popas na Dziewiczej, pogadanka z fanem Cannondale’ów i w Owińskach krótka przerwa na małe co nieco w dobrze znanym na tej trasie sklepiku który otwarty jest chyba zawsze … Cały czas pogaduchy z Luboniakiem. Później kierunek Bolechowo i na Biedrusko. Jadąc przez poligon doganiamy powolutku dwóch rowerzystów jadących chyba na max swoich możliwości. Chwilkę pozwalamy sobie schować się za ich pleckami od zimnego wiaterku, ciągle “popychając pierdy”. Chłopaki lekko zdziwieni że przy tej prędkości da się swobodnie rozmawiać, prawie pospadali z rowerów gdy zaraz po znaku od Luboniaka, blokuję amor i chowam się za nim tylko po to aby klasycznie wyskoczyć im zza koła i na pełnym laczku rozstać się z nimi rzucając krótkie “narka “…  Grzejemy dość mocno aż do granic poznania, gdzie obaj dobrze opadamy z sił. Na osiedle Sobieskiego wjeżdżamy już spokojnie i scieżką rowerową do Starego Rynku. Przed mostem Rocha zatrzymujemy się i po krótkiej jeszcze pogawędce Luboniak wraca do Lubonia a Fresh na polankę.  Niespełna 60km. tyle potrzeba aby szczęśliwie i miło spędzić dzień… A jak wygląda Luboniak? Liboniak wygląda jak zwykle jak Luboniak Uśmiech

IMG-20130421-00330

 

wycieczka MTB Dziewicza Góra

 

PozdRoll

Fresh

Poznań 6 półmaraton 07.04.2013   2 Komentarze

półmaraton poznań 2013 112

Nie rozpieściła nas wiosna tego roku. Po kilku słonecznych i ciepłych dniach na początku marca, przywaliło śniegiem i mrozem zamykając jednocześnie rolkarzom możliwość trenowania na powietrzu. Jeszcze na kilka dni przed zawodami na ulicach i chodnikach zalegało sporo śniegu, a wielkanocne święta przypominały aura raczej boże narodzenie. Dzień przed półmaratonem popołudniu wyjrzało słoneczko i temperatura wzrosła nieśmiało do 5stopni powyżej zera. Rankiem w niedziele spoglądam na stacje pogodową i sprawdzam temperaturę na zewnątrz. Jest 3,5stopnia ale rośnie powoli w miarę jak szykujemy się do startu. Parę minut przed ósmą wpadają Redan i Szmyta, a chwile po nich Szary. W dobrych humorach szykujemy się i przebieramy.  Pasia z Pajeczakiem szykują sprzęt do robienia zdjęć i na 30 minut przed startem wyruszmy z Polanki w kierunku startu na poznańskiej Malcie. Jest nieco ponad 5 stopni i daje się odczuć chłodny lekki wiaterek, ale słoneczko dość szybko podnosi temperaturę i spodziewam się ze będziemy się ścigać w temperaturze  około 8 stopni. Spotykam znajomych z całej polski i wszyscy serdecznie witamy się po ciężkim zimowym okresie rozstania. Dobrze znów zobaczyć te uśmiechnięte “ryjki”.  Z racji przedłużonej zimy nie czuje si,e jakoś specjalnie przygotowany kondycyjnie do wyścigu, choć siła i chęć ścigania jest. Wiem, że moja wytrzymałość pozostawia wiele do życzenia i postanawiam jechać od samego początku równo i spokojnie. Ruszamy punktualnie i przez chwilkę jadę z Marianem i jego kolegą ale kilka metrów z przodu jedzie grupka trzech dziewczyn odjeżdżających powoli od nas. Patrzę na mój prędkościomierz i decyduje się przyłączyć do tej właśnie grupki. Co będzie później – zobaczymy.  Zostawiam Mariana i jego kolegę podganiając do przodu ale już po chwili okazuje się że dziewczyny jadą bardzo nierówno i chaotycznie , więc postanawiam zrobić krok do przodu i spokojnie równo jadę swoim tempem zostawiając panie samym sobie.  Mniej więcej na czwartym albo piątym kilometrze na ulicy Inflanckiej zawieram układ z Piotrem (albo z Pawłem) i zaraz potem dołącza do nas Paweł (albo Piotr)- mam nadzieje że koledzy wybaczą mi to wahanie ale nie pamiętam który jest który.  Dołącza się także koleżanka która pyta czy może się zabrać na ogonek. nie mamy wątpliwości że nie będzie pracowała z nami tylko chce się troszkę przewieźć ale co tam , jedzie z nami i już. Od Piłsudskiego jedziemy już razem kontrolując tempo aby w tej małej grupce pokonać przeciwności trasy. Zmieniamy się często starając się utrzymać dobrą prędkość i nie zmęczyć za bardzo. Jest fajnie temperaturka zrobiła się bardziej komfortowa i właściwe ubranie się (wielowarstwowe) daje wrażenie komfortu. Wycinamy Hetmańską w o niebo lepszym stylu niż ja sam w zeszłym roku gdzie odpuściłem grupkę wydając się na pastwę wiatru. Tym razem docieram do ul. Rolnej w dobrej kondycji i w dobrym czasie. Na Wspólnej przed zjazdem oglądam się za siebie i widzę jak koleżanka zostaje w tyle. Zjazd pokonuje zachowawczo i zaraz potem przyspieszam doganiając dwóch pozostałych zawodników. Informuje ich krótko że zostaliśmy sami. Chwile jeszcze oglądamy się za siebie, aby po chwili stwierdzić, że strata jest zbyt wielka abyśmy czekali i ruszamy zgodnie dalej swoim tempem. półmaraton poznań 2013 085Szybko pokonujemy Piastowska i na Drodze Dębińskiej równiutko jedziemy doganiając powoli jednego rolkarza zmagającego się z lekkim aczkolwiek przeciwnym wiaterkiem na tej długiej prostej. Doganiamy go na ulicy Garbary i zapraszamy do współpracy na resztę trasy. jest juz dobrze zajechany i widać że raczej potrzeba mu pomocy niż współpracy. Cóż- myślę- rok temu ja potrzebowałem takiej pomocy i nie było nikogo do kogo mógłbym się podłączyć. Na nawrocie w Mostowa doganiamy następnego zawodnika. Ten jednak widząc że jesteśmy tuż za nim przyspiesza. “Bierz go…” – podpowiada mi cos w głowie, ale moja umowa z pozostałymi zawodnikami w grupie hamuje moje zapędy i czekam chwilkę aż dojada koledzy. jedziemy dalej razem a zawodnik przed nami ciągle walczy abyśmy nie mogli go dogonić. Wjeżdżamy na Baraniaka i Kolega przed nami znacznie przyspiesza. Ma siłę skubany. Przyspieszamy i kolego który dołączył do naszej trójki ostatni zostaje w tyle. Mocne krótkie zmiany nie pomagają. Nie dochodzimy go i w alejki Maltańskie wpadamy dobrze już zmęczeni pościgiem. Ostatnia prosta i finisz. Kończę wyścig z czasem 54:08 min. Lepiej niż poprzednio. Baaa… lepiej chyba niż kiedykolwiek w Poznaniu. Nie  czuje się jakoś bardzo skatowany choć końcówka wyścigu była dość mocna. Na mecie strzelamy jeszcze kilka fotek, zjeżdżamy na dół i oglądamy dekoracje, po czy naokoło Malty wracamy na Polankę. Długo jeszcze siedzimy i obgadujemy mocne i słabe momenty trasy oraz kto komu cos albo kto nikomu nic… Dobry początek sezonu zapowiadający na prawdę dobry okres w pokręconym ostatnio życiu Fresha. Nieco więcej fotek niebawem w albumie.

półmaraton poznań 2013 096

półmaraton Poznań 2013

półmaraton poznań 2013 014  półmaraton poznań 2013 106

 

Fresh

Posted 7 kwietnia 2013 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , ,

Bieg Przyjaźni–Widziszewo Fotorelacja   1 comment

bieg Przyjaźni Widziszewo 117bieg Przyjaźni Widziszewo 007bieg Przyjaźni Widziszewo 008bieg Przyjaźni Widziszewo 010bieg Przyjaźni Widziszewo 021bieg Przyjaźni Widziszewo 023bieg Przyjaźni Widziszewo 029bieg Przyjaźni Widziszewo 032bieg Przyjaźni Widziszewo 038bieg Przyjaźni Widziszewo 042bieg Przyjaźni Widziszewo 055bieg Przyjaźni Widziszewo 056bieg Przyjaźni Widziszewo 057bieg Przyjaźni Widziszewo 058bieg Przyjaźni Widziszewo 059bieg Przyjaźni Widziszewo 078bieg Przyjaźni Widziszewo 082bieg Przyjaźni Widziszewo 086bieg Przyjaźni Widziszewo 088bieg Przyjaźni Widziszewo 091bieg Przyjaźni Widziszewo 094bieg Przyjaźni Widziszewo 095bieg Przyjaźni Widziszewo 138bieg Przyjaźni Widziszewo 141bieg Przyjaźni Widziszewo 145bieg Przyjaźni Widziszewo 147

Pozdrawiam

 

Fresh

Bieg Nojiego – 33 Półmaraton Notecki. Fotorelacja 05.08.2012   1 comment

bieg Noijego 111bieg Noijego 004bieg Noijego 021bieg Noijego 022bieg Noijego 037bieg Noijego 063bieg Noijego 040bieg Noijego 110bieg Noijego 112bieg Noijego 114bieg Noijego 115bieg Noijego 116bieg Noijego 117 Bieg Nojiego

 

Fresh.

Wielka wyprawa Fresha #6– Rabe, Żebrak, Chryszczata, Jeziorka, Duszatyn, Smolnik.   1 comment

Dzień 14

wyprawa 1 127

wyprawa 1 234W nocy jeszcze wielokrotnie budzi mnie intensywny opad deszczu. Przestaje padać dopiero nad ranem. Wstajemy po szóstej i leniwie bez pośpiechu kawka, toaleta, śniadanko, chwila gawędy z “tubylcami” nieco po ósmej ruszamy w trasę. Kierunek Żebrak. Zbierając drewno poprzedniego dnia zapędziłem się aż na żółty szlak i widziałem jak tam jest błotnie. Biorąc pod uwagę stromiznę jaką mieli byśmy do pokonania (zgodnie z mapą),oraz obciążenie na plecach, niektórzy członkowie naszej wyprawy mogli by nieć spory problem z dotarciem do celu cało i szczęśliwie.  Ruszamy zatem szutrówką na przełęcz Żebrak. Słoneczko świeci, na niebie kilka chmurek i wieje słaby, ale chłodny wiaterek. Jednym słowem pogoda wymarzona do wędrówki w górach. Na przełęczy rozbieram się. To znaczy ściągam długie spodnie  w których już po drodze podwinąłem nogawki i zakładam krótkie. Zrobiło mi się po prostu za ciepło. Wchodzimy w bukowy las i po chwili zatrzymuję się i zakładam koszulkę z długim rękawem. Nie chcę się wychłodzić jak na zejściu z Wołosania. Idziemy i jest fajnie. Gdzieniegdzie rzez listowie przebija się słoneczko dając fajne ciepełko. Wspominam czasy gdy przejeżdżałem te trasę podczas wyścigu. Dobrze pamiętam ścieżkę, jednak dopiero teraz mam okazję zapoznać się z okolicą. Na Chryszczatą wspinamy się kilkoma podejściami i jest to raczej spokojne wspinanie. Po drodze oprócz przepięknych starych powalonych drzew znajdujemy znów ślady bytności Żubrów. Wieje dość zimny wiatr i na szczycie nie zatrzymujemy się zbyt długo. Schodzimy od razu w kierunku Duszatyńskich jeziorek aby tam zrobić dłuższy postój. Mijamy po drodze kilka cmentarzy i mogił z 1914 oraz 1915 roku. Jak opowiadał nam poprzedniego wieczora nasz kompan przy ognisku trwały to zażarte walki w okolicy i takich miejsc jest o wiele więcej. Przed Jeziorkami spotykamy trójkę sobotnich turystów którzy zaciekawieni naszym ekwipunkiem wypytują nas co, gdzie jak i w jaki sposób. Chętnie odpowiadamy na pytanie i po kilkunastu minutach schodzimy dalej zatrzymując się nad większym z jeziorek w miejscu gdzie w 1990 roku zginął tragicznie leśnik. Niestety nie wiemy na ten temat nic więcej. Improwizujemy małe obozowisko, chroniąc palnik przed wiatrem i biwakujemy nieco ponad pół godzinki. Dalszy marsz obfituje w częste postoje i podziwianie klimatu jeziorek. Schodzimy błotnistą kiedyś (jak pamiętam z Transcarpatii) drogą w dół. Szybko przeradza się ona w szeroki wybrukowany kamieniami trakt. Nie podoba nam się to. Szlak jaki pamiętamy wszyscy (Pasia i Ewa szły tędy ze dwa lata temu) bardziej nam odpowiadał. Ostatnie ze dwa kilometry pokonujemy w słońcu po tych kamieniach i nieźle daje się to nam we znaki. Wreszcie docieramy do Duszatynia i przy sklepiku rozsiadamy się ściągając buty i zamawiając zimne piwko. Nieco późnej rozmawiamy ze starszym panem którego mijaliśmy po drodze z jeziorek. Po godzince ruszamy szerokim traktem przez kilka brodów w kierunku Smolnika. Słońce praży niemiłosiernie i idzie się coraz ciężej. Na wysokości zejścia do schroniska nad Smolnikiem postanawiamy zdjąć nasze buciory i dalsze trzy kilometry pokonujemy w klapkach i sandałach. Zakupy w naszym sklepiku i koło siedemnastej docieramy do obozowiska. Do wieczora już tylko odpoczynek. Nawet nie rozpakowujemy plecaków. Wieczorkiem ognisko, gitara pod parasolem bo znowu pada deszcz. Później przenosimy się do Zagrody i tam dalszy ciąg imprezy i po północy sto lat na imieniny Henia (który 30 lat temu wyjechał w Bieszczady i postanowił nie wracać). Balujemy do późna…

wyprawa 1 131wyprawa 1 132wyprawa 1 154wyprawa 1 155wyprawa 1 167wyprawa 1 200wyprawa 1 246wyprawa 1 252wyprawa 1 280

rabe smolnik

Dzień 15

Właściwe nie ma o czym pisać. Dzień gospodarczy. Pranie, czyszczenie przyczepy (rozlały się ogórki i trochę waliło w kaście…), pisanie bloga, spacer po strumieniu. Oglądaliśmy helikopterowa akcję niesienia pomocy dziadkowi po zawale. A  wieczorem deszczyk jak zwykle… Nic ciekawego.  Nie daję rady nic wrzucić do sieci… Nie wiem co się  stało… Pewnie mam za słabe łącze…

Fresh.

Posted 18 lipca 2012 by freshmtb in Podróże

Tagged with , , , ,

Wielka wyprawa Fresha #6–Brenna, Równica, Orłowa, Brenna.   Leave a comment

Dzień 8

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 067

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 003

Noc jest ciepła i spokojna. Nad ranem robi się nawet na tyle chodno i przyjemnie że tylko wsuwam stopy pod zwinięty śpiwór. Budzę się wypoczęty koło piątej i staram się dospać jeszcze godzinę. O szóstej pobudka. Mamy nieco ponad godzinkę żeby się zebrać i wyjść na autobus, jeśli nie chcemy dreptać z półtorej godziny po asfalcie. Niebo jest całkowicie zasnute , a od strony Ustronia słychać głośne pomruki burzy. Tam mamy właśnie iść… Dzięki temu, ze wszystkie toboły przygotowaliśmy poprzedniego dnia udaje się wyjść nawet przed siódmą. Nawet dobrze być wcześniej na przystanku. Nie wiadomo jak punktualnie tu jeżdżą w niedzielę. Pomruki burzy zdaja się oddalać a Pasia przysypia nieprzytomna na plecaku. Busik podjeżdża kilka minut po wpół do ósmej. Jedziemy na skrzyżowanie w okolicy wsi Górki Małe. Zmulony kierowca przejeżdża nasz przystanek i musimy się cofnąć z pięćset metrów. Wychodzi słoneczko i zaczyna miło grzać. Jest Fajnie, nie ma jeszcze ósmej a my już drepczemy przez wioskę ulica Lipowską, aby jak najszybciej znaleźć się na szlaku i schować w lesie zanim jeszcze zacznie prażyć słońce. Po lewej podziwiamy górę na którą prawdopodobnie przyjdzie nam się wyskrobać. To Żar. Rozpoczynamy żółtym szlakiem – stromo i zaraz potem bardzo stromo… Wioska kończy się jakimś gospodarstwem i dalej wspinamy się w cieniu lasu. Jest duszno i strasznie tną gzy. Pier…e muchy. Cała drogę idąc macham ręcznikiem żeby jakoś je odgonić. Dopiero po kilkudziesięciu minutach wspinania muchy odpuszczają. Jesteśmy już chyba na tyle wysoko, że dostały zadyszki. Wspinamy się dalej żółtym i zaczynamy rozglądać się za jakimś miejscem na śniadanie. Znajdujemy w miarę dogodne pod samym szczytem Lipowskiego Gronia. Odpoczywamy ze 45minut wsłuchując się w cudowną ciszę okolicznej przyrody. Aż się nie chce iść dalej… Ruszamy i po kilkuset metrach marszu teren wypłaszcza się i możemy podziwiać po raz pierwszy panoramę Ustronia. Niebo jest ciągle lekko zamglone i zdjęcia nie wychodzą zbyt dobrze. Idziemy dalej rozpoczynając po chwili kolejną wspinaczkę na Równicę. Jest stromo, gorąco i kamieniście.  Im bliżej szczytu tam bardziej zaczyna powiewać delikatny wiaterek i na koniec idzie się nawet całkiem przyjemnie – jest czym oddychać. Nie spędzamy na szczycie zbyt dużo czasu, zwłaszcza, ze nie ma tam nic ciekawego oprócz znaku pomiarowego. Schodzimy dalej żółtym szlakiem w kierunku schroniska PTTK na Równicy – Pasia chce mieć pieczątkę… Po drodze znów podziwiamy panoramę Ustronia. Przy schronisku ruch jak na deptaku w Sopocie. Nie podoba nam się i jak najszybciej opuszczamy to miejsce kierując się niebieskim szlakiem w kierunku Orłowej. Pogoda jest ładna i nic nie zapowiada aby miało się to w krótce zmienić, zatem postanawiamy wykorzystać szanse na przedłużenie naszej wycieczki i nie schodzimy zielonym szlakiem do Brennej, ale idziemy dalej niebieskim szlakiem na Orłową. Idziemy przez las, więc słonce nie daje nam się za bardzo we znaki chociaż wszyscy odczuwamy, jak jest gorąco. Po drodze mija nas kilku rowerzystów. Wspominam nasze eskapady z Pajęczakiem kilka lat temu… Tez tak połykaliśmy kilometry górskich szlaków. Taksuję technikę jazdy każdego kto koło mnie przejeżdża … Takie małe zboczenie… Spokojnie i w dobrych humorach mijamy szczyt Beskidek i docieramy do przełęczy z Beskidek… Tu rozpoczyna się podejście na Orłową, zatem skoro jest już po dwunastej decydujemy się na biwak , pora na na kawkę.

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 044

Krótka drzemka na kocyku przy niesamowitej muzyce serwowanej w tym miejscu, zupełnie gratisowo przez tutejsze ptactwo dodaje nam energii i po krótkiej  sielance ruszamy dalej. Znowu bardzo stromo. Chata na Orłowej Zamknięta, tak jak mówił nam przedwczoraj jeden tubylca zbierający jagody. Ten od kota… Wspinamy się jeszcze kawałek na szczyt i później rozpoczynamy schodzenie żółtym szlakiem mając nadzieje, ze teraz to już tylko w dół.  Niestety szlak wije się co chwila to w dół to w górę serwując piechurowi strome zejścia i strome podejścia Jest bardzo wymagający. W pewnym momencie idziemy trawersem nad dwustumetrowej wysokości zboczem opadającym bardzo stromo w dół. Niesamowita ścieżka, ale i widoki niezapomniane w tym miejscu… Później teren nieco się “cywilizuje” ale nadal jest  niesamowicie pięknie.

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 070

Schodzimy… Ścieżka opada gwałtownie i pnie się co chwilę również gwałtownie w górę. Postanawiamy pokonać całe zejście i odpocząć dopiero na dole. Schodzimy jeszcze jakiś czas i docieramy do Brennej Leśnicy. idąc szosa szybko wypatrujemy możliwość zejścia na brzeg strumienia i tam urządzamy kolejny biwak. Schładzam stopy w strumieniu. Jest super…  Pora na obiad i po wtrząchnięciu co nieco leżymy na kocyku. Szum strumienia działa kojąco i tak mija kolejna godzina. Pozostało jakieś pięć kilometrów marszu które sprawnie pokonujemy pokrzepieni i wypoczęci nad strumieniem. W obozowisku jesteśmy po siedemnastej. Dziesięć godzin od wyjścia, siedem i pół godziny marszu. Wszyscy czujemy cudowne zmęczenie Beskidami. Zaczynam pisać relację, odjeżdżają sąsiedzi. Powoli zapada zmierzch. Jutro ruszamy w Bieszczady. Jeszcze grillek na kolację i szykujemy się do spania. To był piękny dzień…

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 007 Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 017

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 052 Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 084

 Brenna, Równica, Orłowa, Brenna 091

Brenna, Równica, Orłowa, Brenna

Fresh

Posted 8 lipca 2012 by freshmtb in Podróże

Tagged with , , , , , ,

Wielka wyprawa Fresha #6–Benna, Kotarz, upał, burza i gradobicie   Leave a comment

Brenna 1 086

Dzień 6

Noc mija spokojne. Jest bardzo ciepło. Wstajemy jak zwykle koło siódmej i rozpoczynamy dzień od kawki. Jest bardzo pogodnie i zachęcająco do kolejnej wycieczki w góry. Po śniadaniu pakujemy toboły i przed dziewiątą ruszamy w drogę. Najpierw do kiosku po mapę, bo nasza została w domu. Pod kioskiem w cieniu ustalamy marszrutę i rozpoczynamy realizować nasz plan. Jest już bardzo ciepło i z każdą chwilą robi coraz goręcej. Kierujemy się do czarnego szlaku na podejście w kierunku Starego Gronia. Powietrze stoi w miejscu gry rozpoczynamy wspinaczkę. Pot leje się ze mnie strumieniami. Po godzinie mozolnego podchodzenia teren nieco się wypłaszcza i dalsza wędrówka stopniowo staje się coraz lżejsza. Na trasie nie ma nikogo. Dopiero przed samym Starym Groniem spotykamy grupę młodzieży idącą w przeciwnym do naszego kierunku. Jest tak gorąco Że często przystajemy na chwilę w cieniu aby nieco odpocząć od upału. Dopiero za Starym Groniem, przy odejściu zielonego szlaku w prawo postanawiamy zrobić dłuższa przerwę na drugie śniadanie. Jest już wpół dwunastej, zatem pora ostatnia. Drinkujemy z Pasią zielona herbatką i po prawie czterdziestominutowej przerwie ruszamy znowu na szlak.

Brenna 1 022

Słońce grzeje na całego i poruszamy się bardzo powoli. Często przystajemy i podziwiamy krajobrazy jakie serwuje nam masyw Beskidu Śląskiego. Jest fajnie i strasznie gorąco. Momentami nieco ulgi przynosi delikatny wiaterek pojawiający się tu i ówdzie. Pogoda raczej nie sprzyja wędrowaniu. Do Grabowej Chaty docieramy z nadzieją na kolejny odpoczynek. Niestety NIECZYNNE ! Nie wiadomo dlaczego ktoś zamknął to często odwiedzane przez turystów miejsce. Podchodzimy dale w kierunku szczytu Grabowej. Tuż za Grabową spotykamy domowego KOTA…  Niesamowite… Mała wychudzona kotka wcale nas się nie boi. Wygląda na zadbaną i czystą więc raczej nie mamy obaw że to jakiś dzikus. Łasi się w nadziei że coś dostanie… Zbierający nieopodal jagody człowiek zapytany o kota opowiada nam historię kotki która dopiero co urodziła tutaj małe bo ją ktoś przywiózł i zostawił w lesie na szczycie Grabowej. Faktycznie, kotka ma nabrzmiałe gruczoły mleczne tak jakby karmiła małe. ciekawe co za bezduszny debil zostawił takiego słodkiego stwora w takim miejscu. nie wiadomo jak długo pożyje w tej dziczy…

Brenna 1 053

Po chwili wędrujemy dalej decydując się nie wspinać dalej na Kotarz tylko od razu odbijamy na niebieski szlak i po chwili wędrówki w przepięknym lesie docieramy do starego buku na Hali Jaworowej. pod tym starym o wypalonym wewnątrz pniu bukiem wypoczywaliśmy rok temu pokonując tę trasę w odwrotnym kierunku. Jest już dobrze po czternastej i wszystkim się wydaje że pora na obiad. Błyskawiczna zupka, konserwa turystyczna to jest to co w takich miejscach smakuje najlepiej. Leżymy długo podziwiając chmurki nadciągające nie wiadomo skąd. Jest przecudownie… NA tym właśnie naszym zdaniem polega sens włóczęgi po górach…

Brenna 1 063

Brenna 1 066Brenna 1 075Brenna 1 078

Dzwonią “Borki”. Umawialiśmy się z nimi na grilla wieczorem wiedząc ze będą spędzali wakacje w tej okolicy. Jeśli mamy zdążyć do osiemnastej to musimy zaraz ruszać w drogę. Na szczęście teraz będzie tylko w dół… Zaczyna nieśmiało grzmieć  gdy pokonujemy Halę Jaworową. @Wchodzimy do lasu i kamienista ścieżką spadamy w dół. Moje kolano jakoś dobrze wytrzymuje takie przeciążenia w tym roku. Zalety treningów Emilowych zapewne które miały wzmocnić między innymi te stawy właśnie. Przyroda wydaje z siebie całkiem niezłe pomruki gdy docieramy wreszcie do asfaltu. Chętnie schładzamy się w przydrożnych korytkach w których zbiera się woda z pobliskiego potoku. Narzucamy niezłe tempo schodzenia jakby przeczuwając co się święci. Zaczyna kropić jakieś 1,5 może 2 km od celu naszej wędrówki. Brenna 1 095Co tam… Ten kawałeczek to pokonamy nawet w największym deszczu. Ruszamy zatem dalej zakrywając pokrowcami tylko plecaki . Po chwili pochłania nas ulewa i grzmoty, aż ogłuszało miejscami. gdy zaczyna walić grad docieramy do sklepu ABC. Chowamy się pod wiatką z blaszanym dachem Grad dudni tak ze nie słychać własnych myśli. Czekamy…

Po chwili gdy znika już grad i deszcz nieco ustaje, przemoczeni stwierdzamy, że i tak bardziej mokrzy już nie będziemy więc ruszamy wesoło chlupiąc w wodzie. ulewa niespodziewanie się nasila i znów idziemy w strugach deszczu. Po kilkunastu minutach mokrego marszu docieramy do Hiltona. Przestaje padać…  Zrzucamy wszystko co mokre (to znaczy wszystko co mamy na sobie) i przebieramy się w suche rzeczy. Po chwili znów ulewa… Wieczór mija leniwie. Borki z powodu burzy odwołali swoja wizytę. Suszymy się… Jutro chyba nici z wędrówki – trzeba się troszkę podsuszyć przed następną przygodą. Wygląda na to, ze zostaniemy tu o dzień dłużej niż początkowo planowaliśmy. Zobaczymy…

Brenna 1 018Brenna 1 019Brenna 1 023Brenna 1 029Brenna 1 092

Brenna 1 081

kotarz

 

GPS w czasie burzy przestał rejestrować ;-(

Fresh

Posted 6 lipca 2012 by freshmtb in Podróże

Tagged with , , , , ,

wielka wyprawa Fresha #6–Rzeczka–Przełęcz Jugowska-Sowa przełęcz Sokoła–”Deaththorn”, oraz nowe lustro “Białej Damy”. Jedziemy do Brennej.   1 comment

Przełęcz Jugowska, 023

Przełęcz Jugowska, 043

 

Dzień 4

W nocy przepychają się kolejne burze. Nie wiem kiedy się to kończy ponieważ zatykam na noc uszy koreczkami – taki stary trik –  śpię twardo jak niedźwiedź. Budzę się jak zwykle przed siódmą. Nie pada… Wychodzę z Hiltona i widzę jak na naszą polankę powoli opada mgła. Po chwili gdy siedzę z kawką jak zwykle, spowija mnie mgła rodem z horrorów. Jest na swój sposób przepięknie i strasznie…

Przełęcz Jugowska, 001

Śniadanie w porannej mgle – bezcenne – nawet wilgoć nie przeszkadza. Po wczorajszej nudzie decydujemy się mimo wszystko ruszyć w góry. Zaopatrzeni w dodatkowe ciuchy w razie przemoczenia ruszamy krótko przed dziewiątą. Kierunek Przełęcz Sokoła. po drugiej stronie przełęczy nie ma już mgły i po chwili nawet nieśmiało wychodzi słoneczko, ale tylko na chwilkę. Schodzimy szosą do Sokolca i dalej na południe koło kapliczki chcąc dotrzeć do czarnego szlaku którym kierujemy się na południowy wschód w kierunku Jugowa. Celowo wybieramy taka opcję trasy wiedząc, że jest mokro i zanim trawy wyschną my przemaszerujemy już spory kawałek szerokim rowerowym traktem. Do Jugowa docieramy bez przeszkód po niespełna półtoragodzinnym marszu. Jest SUPER ! Pogoda dopisuje nie jest ani za ciepło ani za zimno. Co prawda nie ma słoneczka ale jest całkiem komfortowo. W Jugowie odpoczywamy na przystanku Busowym, na którym kilka lat wcześniej odpoczywaliśmy podczas naszych rowerowych eskapad z Pajęczakiem. Posilamy się. Celowo przedłużam czas na wypoczynek wiedząc że kilka następnych kilometrów będzie pod górę – sporo pod gorę –  jakieś pół kilometra w górę. Zaczynamy wspinaczkę robiąc po drodze kilka drobnych odpoczynków. Dopiero przed sama Bukową chatę pozwalam paniom odpocząć troszkę dłużej. Pasia ma już dość – siada prawie na środku drogi i odmawia dalszego marszu. Łapiemy oddech – jeszcze półgodziny marszu do przełęczy.

Przełęcz Jugowska, 021

Przełęcz Jugowska, 022Niebawem wznawiamy wspinaczkę i po chwili przechodzimy koło Bukowej Chaty i dalej przez Zygmuntówkę, gdzie witają nas kozy które kiedyś atakowały mój rower. Pasia zdobywa pieczątkę i nie może się powstrzymać od pomiziania kota. Po chwili wspinamy się jeszcze kawałeczek do przełęczy. Mijamy stadko baranów i już po chwili rozbijamy mały biwak. Najcięższa część wycieczki za nami. Siedzimy i odpoczywamy prawie godzinę. W tym czasie obiadek złożony z błyskawicznej zupki i chleba ze smalcem – pychotka.

Przełęcz Jugowska, 030

Ruszamy w kierunku Koziej Równi i dalej Do Koziego Siodła – tu już traska pikuś – pomimo ze nadal pod górę. Dobrze znamy ta drogę i wiemy co nas dalej czeka . Spacerujemy rozkoszując się ciszą – nawet ptaki jakby przycichły. Na Kozim Siodle Ewa zbiera jagody a my z Pasią skrobiemy kijaszki. Jest na prawdę fajnie. Szybko docieramy do schroniska pod Sową ale nikt nam nie otwiera. Dopiero w Schronisku Sokoła Pasia zdobywa następną pieczątkę. Rozkładamy kocyk i ponad godzinę wygrzewamy się na słoneczku. Kawusia, Pasia coś tam skrobie na kijaszku a Ewa znowu zbiera jagody. Słońce chowa się za chmurka gdy postanawiamy zakończyć tę wyprawę. Jeszcze tylko Pasiowa pieczątka w chacie pod Sową i schodzimy do bazy Pod Przełęczą. Moja Mercedes odzyskała lustro ! Nówka sztuka – jestem wprost zszokowany! Nasz gospodarz jak zwykle zadbał o to aby było wszystko na najwyższym poziomie. Dziękuję Panie Jacku.  Siedzimy już przy ognisku gdy docierają nowi goście E&P z synem D. Gitarzysta blackmetalowej grupy “Deadthorn”. Siedzimy przy ogniu do północy. Połamania gryfu panie Pawle!  Mam nadzieję, że los jeszcze skrzyżuje nasze szlaki.

 

 

 

 

 

 

Przełęcz Jugowska, 004Przełęcz Jugowska, 011Przełęcz Jugowska, 016Przełęcz Jugowska, 014Przełęcz Jugowska, 020Przełęcz Jugowska, 024Przełęcz Jugowska, 027Przełęcz Jugowska, 031Przełęcz Jugowska, 035Przełęcz Jugowska, 046Przełęcz Jugowska, 050Przełęcz Jugowska, 054

 

Przełęcz Jugowska 1 Przełęcz Jugowska 2

Zaciął się GPS w połowie podejścia na przełącz Jugowską, zatem znów dwa tracki z tej samej wycieczki…

Dzień 5

Rano budzę się zbyt wcześnie. Nie czuję się jakoś wyspany, ale aura nie sprzyja dalszemu garowaniu. Słoneczko miło grzeje gdy pijemy rytualną kawkę. Pakujemy się leniwie…  Żegnamy naszych nowych znajomych i już po chwili traktor wyciąga naszą Mercedes razem z przyczepą z dobrze namokniętego przez ostatnie burze pola. Sami nie daliśmy rady… Żegnamy naszych gospodarzy i ruszamy w dalsza drogę po nową przygodę. podróż mija spokojnie aczkolwiek zmęczenie daje się wszystkim we znaki. Na A4 ruch jak jasna cholera. Masakra. NA A1 o niebo  lepiej. Do Brennej docieramy koło szesnastej robiąc kilka odpoczynków po drodze.  Zakupy w Biedronce i wieczorkiem siadam do pisania relacji. Trochę mi zeszło na zdjęciach, ale trudno wybrać kilka, gdy nie można wrzucić za dużo – przepustowość mojego przenośnego łącza nie pozwala na zbyt wiele… Cudowny cichy wieczór.  Świerszcze cykają, gdzieniegdzie dzieci jeszcze marudzą,  cicha muzyczka Czerwonego Tulipania i tworzy się coś o czym będę wspominał za jakiś czas. jutro zapowiada się piękny dzień. Nie mamy mapy – gdzieś się zapodziała. Może uda się zdobyć nową…?

 

Fresh

Posted 5 lipca 2012 by freshmtb in Podróże

Tagged with , , , ,

5 Skate Maraton Borów Dolnośląskich Osiecznica 24.06.2012.   4 Komentarze

Osiecznica 2012 234

Ból z jakim przyszło mi się zmierzyć na tym wyścigu przerósł szczyt moich wyobrażeń. Ale po kolei… Do Osiecznicy wyruszam dzień wcześniej razem z Pasią, Dżobem, Szmytem i Redanem. Planujemy spać w aucie i namiocie na polance przy miejscu startu, ale chłopaki załatwiają na prędce nocleg w pensjonacie i suma sumarum po przyjeździe na miejsce okazuje się , że śpimy w tym samym miejscu co rok temu . Wieczór mija spokojnie, czuje się świetnie i nic nie zapowiada tragedii następnego dnia. Nawet pogoda zdaje się być wymarzona. Na jutro zapowiadają słoneczko z chmurkami i lekki wiaterek. No SUPER !… Przed siódmą budzą nas dzwony pobliskiego kościoła. Na starcie jesteśmy nieco przed godziną dziewiątą odbieramy numery startowe i spokojnie brylujemy po polance zagadując to tu to tam.  Jest coraz cieplej a znikoma ilość chmurek znika gdzieś szybko i jeszcze przed startem robi się naprawdę gorąco. Ale co tam… przecież lubię jak jest ciepło… Rozgrzewam się i po krótkiej przejażdżce postanawiam dociągnąć jeszcze sznurówki. Oficjalne rozpoczęcie, zjeżdżamy na start do odległego o 2km lasku i w miarę punktualnie rozpoczyna się wyścig. Nie czuje jakiegoś stresu i jest na prawdę fajnie. Jadę szybko ale spokojnie wiedząc że nie ma co się zrywać. Wyścig jest długi a ja musze załapać się do jakiejś w miarę mocnej grupy. Trochę przypomina to loterię. Nigdy nie wiadomo jak mocna grypa się uformuje. Chwytam się za zawodnikiem z “Tempisha” i za mną natychmiast formuje się dość spora kolumna. Wychodzę na krótka zmianę, prędkość jazdy momentami sięga 40km/h. Odpuszczam po dwóch kilometrach i schodzę do środka kolumny. Nie ma co się szarpać, ta grupa niebawem zapewne podzieli się na dwie i lepiej żebym był w tej słabszej. Schodzę na koniec kolumny i ze spokojem czekam na to co się wydarzy. Na pierwszym bufecie omijam wodę bo mam przecież własną butlę z której pociągam co jakiś czas. Jadę za jakimś wysokim Niemcem w zielono granatowym stroju. Gdzieś koło szesnastego kilometra odpadam od grupy i zostaje nas tylko trzech. Ja, zawodnik z Niemiec z którym jadę dając sobie zmiany i jakiś gość w stroju Discovery z przodu nieskory do współpracy. Na półmetku spoglądam na polar : 45:13. Świetny czas. Jeśli utrzymamy to tempo to maraton w 1:30… Wiem że pewnie trochę zwolnimy, ale dodaje mi to nadziei na dobry wynik. W Ołoboku Zawodnik w stroju Discovery dołącza do nas ale nie daje zmian. Szkoda… było by to pewnie z korzyścią dla nas wszystkich.  Zawracamy na pętli autobusowej. Omijam kolejne butelki z wodą pociągając nieco płynu ze swojej butli. Czas na żela.  Wcinam spokojnie mojego żelka popijam spora ilością płynu i staram się utrzymać za “moim” Niemcem.

Osiecznica 2012 155Czuję jak w stopy robi mi się gorąco. Gdzieś w okolicy trzydziestego kilometra odczuwam już takie pieczenie w butach jakby ktoś wlał mi tam wrzący olej. Oddaje zmianę koledze w Discovery a ten zamiast spokojnie jechać równo ciągnąc nasz mały team wyrywa do przodu. Znów zostajemy z Niemcem sami. Słyszę jak ktoś z boku woła : “Jeszcze dycha… !!” Odpuszczam… Ból w stopach staje się nie do zniesienia. Niemiecki kolega który dawał mi wsparcie tak długo odjeżdża coraz dalej a ja nic nie mogę na to poradzić. Walczę z bólem… Zbieram się i po chwili skracam nieco dzielący nas dystans. Nie daję rady… Z każdym odepchnięciem ból staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Na wysokości zawrotki na szesnastkę odpuszczam całkowicie. Dla mnie ten wyścig zakończył się właśnie teraz… Ostatnie osiem kilometrów toczę się z nogi na nogę walcząc z nieodparta chęcią zdjęcia butów. Zdaję sobie sprawę ze jeśli to zrobię to  nie dotrę do mety o własnych siłach. Z opuszczonym czołem patrzę na wyprzedzających mnie rolkarzy… Toczę się a czas jakby stanął w miejscu… Kilometrów mi nie ubywa a moje stopy sięgnęły chyba samego dna piekieł… Kończy mi się płyn ale nie ma to już większego znaczenia… Pięć, cztery, trzy kilometry do mety. Jadę chwilkę za jakąś parką rolkarzy ale ból jest nie do zniesienia. Kilometr… Pięćset metrów… Za zakrętem już widzę koniec mojej katorgi. Przejeżdżam metę z czasem 1:44:51. O pięć minut gorzej niż rok temu…. A miało być tak pięknie… Zwalam się na trawę koło robiącego zdjęcia Krzyśka Plicha i staram się nie krzyczeć z bólu. Pasia pomaga mi dotrzeć do auta. Schładzam stopy zimną wodą ale to daje tylko chwilowa ulgę… Suplementuję węglowodany, uzupełniam płyny w organizmie, leżę… O własnych siłach wstaję po półtorej godzinie. Powoli wracam do świadomości tego co się koło mnie dzieje. Chodzenie sprawia mi ogromny ból ale musza jakoś rozchodzić spuchnięte stopy… nie mam pojęcia co się stało. Wiem tylko że nie mam ochoty aby przytrafiło mi się to jeszcze kiedyś… Łykam ibuprom i ból maleje do takiego poziomu, że mogę swobodnie chodzić. Koło godziny 15:00 wyruszamy w drogę powrotną.

Osiecznica 2012 154 Osiecznica 2012 242Przechwytywanie

Nie zapomnę tego wyścigu do końca życia… Pora na przeanalizowanie tego co się naprawdę stało z moim organizmem i co mogę na to zaradzić następnym razem. Za rok znów będzie okazja pojeździć po przepięknych terenach Borów Dolnośląskich .

 

Fresh

 

Posted 24 czerwca 2012 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , ,

Slideboard u Fresha 2   Leave a comment

Dziś samotnie za to w plenerze … I to jakim Uśmiech

slideboard 2 049

slideboard 2 030 slideboard 2 004 slideboard 2 025

Fresh.

Slideboard u Fresha   Leave a comment

slideboard 0181Pocisnęli chłopaki. Taka zwykła deska, a tak cieszy ;-D. No i oczywiście okazało się, ze nie jest to takie proste. Jeszcze nie wiedzą jak ta zabawa boli dwa dni później… Ale co tam… Po sobie czuję ,że ta deska daje sporo w kość i należy się na niej sporo spocić. Niebawem pewnie rozpoczniemy budowę jeszcze kilku takich urządzeń Uśmiech. Zbieramy zamówienia.

slideboard 019

 

slideboard 013slideboard 015

slideboard 002    slideboard 008   slideboard 006

A zabawa była przednia !!! Uśmiech

 

PozdRoll

Fresh

XI Cracovia Maraton 21.04.2012   3 Komentarze

Cracovia MAraton 2012 002

Cracovia MAraton 2012 007Ciepło i wilgotno przywitał w tym roku rolkarzy “11 Cracovia Maraton”. Około dwie godziny przed startem zabłyskało, zagrzmiało i lunęło rzęsistym deszczem, niwecząc nadzieje Fresha na szybki wyścig w komfortowo zapowiadających się jeszcze koło południa warunkach. Nieco zawiedziony spokojnie przekładam łożyska specjalnego przeznaczenia do złych warunków atmosferycznych. Wymontowane z jakiegoś starego zestawu i przygotowane specjalnie do wyścigu w wodzie teraz mają się przydać. Leje jak z cebra gdy w przeciwdeszczowej kurtce okrążam krakowskie Błonia próbując się rozgrzać przed startem. Ne startowałem jeszcze w tak kiepskich warunkach na pełnym dystansie maratonu. Zrobiło się całkiem chłodno i wiele wiatr gdy stoimy w boksie startowym. Tuż przed rozpoczęciem jakby nieco się uspokaja dodając trochę otuchy wszystkim szczękającym zębami przemoczonym zawodnikom. START. Rozpoczynam spokojnie mając w pamięci zeszłoroczny wyścig gdy tak szybko się wypaliłem. Gdzieś na początku drugiego okrążenia łapie się na  “ogonek” za jakimś zawodnikiem w czerwonym uniformie. Dobrze się jedzie i koleś stopniowo zwiększa prędkość. Widzę Jakintona dopingującego mnie i dającego naprędce rady jak mam jechać… Pod koniec trzeciego kółka spoglądam na prędkościomierz i mamy średnią 24,5km/h. Noooo… nie źle – myślę i pełen nadziei chowam się ciągle za plecami mojego “ciągnika”. Deszcz całkiem już przestał padać , jednak asfalt jest nadal bardzo śliski. Gdzieś na trzecim, alb o czwartym okrążeniu nasz układ ulega zachwianiu. Dołączają jacyś inni zawodnicy i tempo zaczyna wzrastać rozrywając co chwile kolumnę. Wytrzymuje kilka przyspieszeń po zakrętach i ciągle trzymam się w “kluczu”. Niestety na pierwszej prostej piątego okrążenia  odpadam nieco od grupy. Tempo znacznie wzrosło i postanawiam zaczekać na następny pociąg. Zbyt szybkie tempo jazdy mogło by spowodować że będę miał problemy z dotarciem do mety… Całe okrążenie jadę sam starając się utrzymać średnią prędkość jazdy, aby zbyt wiele nie stracić.

Cracovia MAraton 2012 011Dogania mnie całkiem spora grupka do której podhaczam się spoglądając za siebie. Pusto… Na następna okazję będę musiał długo czekać, zatem bez względu na wszystko musze się utrzymać. Niestety i w tej grupie spore zwiększanie prędkości w zakrętach i tuz za nimi powoduje, że tempo jazdy jest nerwowe i rwane. Zaczynam się męczyć lecz wytrzymuję tak przez jakiś czas. Na półmetku sprawdzam czas – 52 minuty. Tyle co w zeszłym roku w komfortowych i suchych warunkach – myślę. Nie czuje się jeszcze mocno zmęczony więc spokojnie przyspieszam i doganiam rozerwaną grupkę za każdym zakrętem. Jedziemy dość równo każde okrążenie. W okolicach 8:40 do 8:50. Tak do dziesiątego okrążenia. Po jednym ze sprintów na dziesiątym okrążeniu odpadam. Wiem że to nie rozsądne ale nie daję już rady utrzymywać takiej prędkości i musze złapać nieco oddechu. Średnia zaczyna nieco spadać… Całkiem opadam z sił pokonując następne okrążenie chyba tylko siłą woli. Ostatnie trzy kółka jadę za zawodnikiem którego znam z widzenia. Staram się uspokoić nieco oddech i nieco zregenerować siły na ostatnie kółko, żeby wykorzystać na nim ostanie rezerwy energii. Czuje jak na ostatniej prostej nogi przestają mnie słuchać… Grzeję…. Na metę wpadam z czasem 1:48:33… O cztery minuty lepiej niż w zeszłym roku ! I to w jakich warunkach…! Jest dobrze… Przydał się ostatni trening w deszczu, choć wcześniejsze treningi z BLU nie dawały mi zbyt wielu nadziei na poprawienie zeszłorocznego wyniku… Mimo wszystko WARTO TRENOWAC Z SILNIEJSZYMI. Daje mi to pojęcie jaki jestem słaby, jednocześnie podnosząc moją wytrzymałość i odporność psychiczną. Wieczorem popijam czerwone winko u Rysia. Czas szybko mija na wspomnieniach…  Start w Krakowie zaliczam do udanych i z nadzieją oczekuję na następny w Osiecznicy. Mam jeszcze sporo do zrobienia…

Cracovia MAraton 2012 012 cracovia maraton

cracovia maraton 2

 

Fresh

 

Poznań półmaraton 01.04.2012   3 Komentarze

Przechwytywanie

Do poznańskiego półmaratonu przygotowywałem się dość długo, zważywszy na fakt, że jest to dość mało istotny wyścig. Jednak otwarcia sezonu chyba każdy wyczekuje  ze spora dozą niecierpliwości. O wyścigu zacząłem myśleć już pod koniec stycznia, gdy po miesiącach spędzonych na budowaniu tak zwanej bazy rozpoczynałem trening wytrzymałościowy. Zmiana intensywności ćwiczeń szybko dała o  sobie znać i osłabienie odporności odbiło się (na szczęście niezbyt długą ) infekcja która spowodowała konieczność przerwania treningów na ponad tydzień. Gdy w lutym wznawiałem treningi  wiedziałem już, że na poznański wyścig będę jeszcze w końcowej fazie przygotowań. Nie przeszkadzało mi to w zasadzie, aż do czasu gdy pierwszy raz w tym roku wybrałem się na trening na Krzesiny. Pierwsza samotna mordercza walka z Krzesińskimi powiewami wiatru otworzyła mi oczy na to jak daleko w tyle jest moja wytrzymałość. Treningi rolkarskie poprzedzałem jeszcze treningami siłowymi bardzo skrupulatnie konsultowanymi z Emilem H. Następne jazdy przeplatane ćwiczeniami izometrycznymi, plyometrycznymi i slideboardem wcale nie były lepsze i w połowie marca powoli zaczynałem odczuwać coraz większą obawę co do wyniku poznańskiego półmaratonu. Ostatni mocny trening na tydzień przed wyścigiem tchnął we mnie nieco nadziei w przyszłość. Mój organizm zaczynał coraz lepiej znosić duże obciążenia aerobowe. Ostatni tydzień zgodnie z zaleceniami Emila miał być kluczowy.  Zatem regeneracja przed startem i ładowanie akumulatorów.

Półmaraton Poznań 2012b 001

Półmaraton Poznań 2012b 002

 

Tegoroczna trasa wyścigu nieco zmieniona i z odwrotnym kierunkiem biegu. Najogólniej rzecz ujmując pojedziemy w druga stronę niż poprzednio… Może być ciekawie. Dużym wyzwaniem będzie końcowy podbieg/podjazd ulicą Baraniaka. Dotychczas był to początkowy element wyścigu z kierunkiem jazdy w dół.

Dzień przed dręczy mnie straszna niepewność… Co będzie jutro…? Łapię większego stresa niż normalnie. Popracowałem trochę tej zimy i bardzo bym chciał aby było to widać. Rankiem w dzień wyścigu pada śnieg. Nie poprawia to mojego nastroju jeśli chodzi o niepokój jaki mnie dręczy w środku. Świadom tego, że niepotrzebnie się spalam, szykuję się do wyścigu starając uspokoić nieco głowę. W zasadzie wszystko mam już przygotowane. Rolki i ciuchy przygotowałem poprzedniego wieczoru, zatem pozostało zjeść śniadanie, ubrać się i w drogę. Na miejscu jesteśmy prawie godzinę przed startem. Jak co roku parkujemy na osiedlu w niedalekiej odległości od startu. Siedzimy chwile w samochodzie zastanawiając się co zwiastuje czarna chmura która zakotwiczyła na północno wschodnim krańcu Poznania. Zaczynam się rozgrzewać gdy dojeżdża do nas Blu w niebiańskim jeszcze nastroju po imprezie poprzedniego dnia. Podziwiam kondycję tej “maszynki do zwyciężania”.  Prawdziwy “STREET FIGHTER” Roll4life. Rozgrzewam się w porywistym wietrze. Trochę biegam, kilka ćwiczeń i zakładam rolle. Nacieram nogi sixtusem. Jest tak zimno że ten rozgrzewający specyfik wydaje się być konieczny aby nie utracić ciepła podczas oczekiwania na start. Olejek ma tez działanie psychologiczne. Daje poczucie że zrobiło się więcej niż inni… Niby nic ale działa pozytywnie. W boxie startowym spotykam starych znajomych.

Startujemy punktualnie. Komfort nieznany mi wcześniej w wyścigach XCMTB. Staram się złapać do dobrej grupy. Jakiś czas jadę w grupie z Piotrem J. Czuję się bardzo niepewnie w ogonku. Jakiś czas jadę pierwszy ponieważ urywa mi się czoło grupy a nie chcę za bardzo wyrywać żeby starczyło mi siły na później. Po siedmiu kilometrach staram się wycofać nieco na tył grupy żeby odpocząć. Potykam się o nogi zawodniczki za która chowam się w grupie i wypadam na lewa stronę jedni z trudem łapiąc równowagę. Naciągam dość mocno mięsnie pleców w komicznym tańcu który zapewnia mi stabilność. Do końca wyścigu będę już czuł ten mięsień… Jedziemy…  W zasadzie dość spokojnie, cały czas pod wiatr, na Hetmańskiej opadam z sił i tracę kontakt z grupa w której jedzie Piotr J. Trzy wzniesienia na tej ulicy dobrze już dają mi się we znak. Wieje porywisty wiatr w twarz i nie mam się za kim schować. MASAKRA… mimo tego średnia prędkość w okolicach dziesiątego kilometra wychodzi mi około 26km/h. Skręcamy w Rolną. Asfalt jest mokry. Przede mną grupka jakieś 20 metrów. Gonić! – podpowiada mi głowa. Nie dam rady odzywa się serce. Takie dialogi od tej chwili zaczyna mój organizm prowadzić sam ze sobą… Odpuszczam nieco… tętno mi się uspokaja i w ulice. Wspólną zjeżdżam już na luzie… Moje zachowawcze zjeżdżanie nie wpływa dobrze na pozycje jaka zajmuje po zjeździe. Grupa przede mną oddala się. Oglądam się w tył i nie widzę nikogo na kogo warto by poczekać. Drogą Dębińską jadę sam mając stratę jakieś 150 metrów. Za mną na 200 metrów nikogo. Jadę. Nie ma sensu czekać na następna grupę. Całe 6 kilometrów walczę z wiatrem. W głowie wojna… Nie pamiętam już o czym myślałem, ale szczęki bolały mnie w tedy od zaciskania zębów ze złości. Widziałem jak oddala się ode mnie i znika w oddali grupka w której mogłem jechać chroniąc się od wiatru… Do królowej Jadwigi docieram sam. Za mną ekipa ciągnie cały czas jakieś 250-300 metrów. Zwalniam… może mnie dogonią i dam radę złapać oddech? Na Garbarach czekam nasłuchując charakterystycznego szumu doganiających mnie rolek. Nic… Jadę… Oglądam się za siebie w połowie ulicy, a grupa za mną cięgle pozostaje jakieś 250 metrów.  Zakręt w prawo po bruku i już nie czekając staram się gnać do przodu. Koło polibudy i po chwili już wjeżdżam w Baraniaka. Dogania mnie jakiś zawodnik w czerwonej koszulce. Kurczę – myślę – pierwszy który mnie wyprzedza… Przyspieszam gdy robi się pod górkę. Wyprzedzam… przed nami jeszcze jedno wzniesienie i zakręt nad Maltę… Na zjeździe zostawiam gościa w tyle i resztkami sił podganiam jeszcze bardziej… Na ostatnim zakręcie słyszę przenikliwy wrzask i pisk: “Freeeeesh!!!” To mój nowy Fanklub składający się z koleżanek Pajęczaka. DZIĘKI dziewczyny!!!  boski widok !!! Uśmiech Śliczności Uśmiech

Półmaraton Poznań 2012b 003

Na mecie wciskam guzik Polara. Kątem oka (którego z fizycznego punktu widzenia, nie posiadam) zauważam 57:…minut… Qrwa – myślę – no źle jest. Miało być lepiej niż rok temu tymczasem już po wstępnej analizie (kątem oka oczywiście) jest o minutę gorzej… Odbieram kawałek metalu na wstążce jako zadośćuczynienie moim wysiłkom i zamieniam louigino boots  na asics’y. Nie są takie wygodne, ale przynajmniej nie mają kółek Uśmiech. Starając się powrócić do naszego pojazdu który zaparkowaliśmy nieopodal napotykamy na scenę w której jakiś pojebany ochroniarz wyżywa się na rolkarzu który chciał przejechać przez trasę na druga stronę. Pewnie tak jak my miał pojazd po drugiej stronie trasy wyścigu. Niczym nie sprowokowana agresja wzbudza we mnie niesmak zatem rzucam hasło pajęczakowi i ten uwiecznia BURAKA na zdjęciach… Nie chciał podać nazwiska… Numer 519 jakby co…

Półmaraton Poznań 2012 128

Odwrócenie kierunku biegu trasy nadało jej zapewne nieco świeżości. Watr który dość mocno wiał na trasie, zwłaszcza na jej najdłuższym odcinku zapewne bardzo dal się zawodnikom we znaki. Wielu (sądzę po sobie) zapewne nie osiągnęło zakładanego na ten wyścig celu, ale wszystko zależy od punktu widzenia. Zatem podsumujmy może fakty. Pojechałem z bardzo zbliżonym czasem do zeszłorocznego, suma podjazdów i zjazdów bardzo zbliżona (2% więcej zjazdów w tym roku), długość trasy identyczna, warunki atmosferyczne dużo gorsze (niższa temperatura i przez większość trasy dość silny wiatr), w roku 2011 zająłem 83 miejsce w open i 11 miejsce w swojej kategorii, w 2012 roku zająłem 60 miejsce w open i 9 miejsce w swojej kategorii. Zatem, było nie było jakiś tam progres jest, ale zadowolony z siebie nie jestem… Z minusów:  w roku 2011 pojechałem na 96%HR max w w 2012 roku na 94%HR max, a większość moich kumpli (właściwie to wszyscy jak zwykle…) odjechało mi daleeeeeeeko do przodu Cóż… życie pokaże co będzie w Krakowie.

image

pozdrawiam Fresh

3 Maraton Sierpniowy – Gdańsk 28.08.2011   1 comment

Before the race…

Maraton Solidarności 11

Przy okazji tej imprezy postanawiam ostatni weekend wakacji spędzić rodzinnie nad polskim morzem. Ponieważ maraton odbywa się w niedzielę wykorzystuję zaplanowany na poniedziałek urlop, aby móc jeszcze odpocząć po ewentualnych trudach wyścigu. Szukając dobrego miejsca na nocleg, gdzieś nie daleko startu trafiam na Camping nr 67 “Przy plaży”. Pośród “bandyckich” cen panujących w sezonie nad morzem ten jest chyba najtańszy, ale infrastruktura i zaplecze soc jalne wydaje się być na odpowiednim i podobnym do pozostałych poziomie. Bez urazy, ale właścicieli takich miejsc wsadzał bym do ciupy za rozbój w biały dzień… Wyjeżdżamy z domu w sobotę wczesnym rankiem. Podróż mija spokojnie, poza kilkoma zdarzeniami na drodze, które utwierdzają mnie w przekonaniu o debiliźmie niektórych kierowców. Do campingu docieramy koło południa. Az sam się dziwię z jaka łatwością przychodzi mi cofanie z przyczepą – trening czyni mistrza… Pogoda jest super. Dzień spędzamy na spacerach po plaży i wypoczynku. Popołudniu odbieram pakiet startowy i witam się z chłopakami startującymi w Freestylu. Gadamy chwile i umawiam się na wspólną jazdę z Piotrem M. Wieczorem przygotowuję sprzęt do jutrzejszego wyścigu. Pomimo prognoz zakładam jednak zestaw na suche warunki z cichą nadzieja, że nie będę musiał go jutro odkręcać… Wieczorem makaronik i nieco pieczonego na grilku kurczaczka…

Race

Maraton Solidarności 12

Maraton Solidarności 09W nocy burza… Kilkukrotnie budzą mnie pioruny i bębniący o dach przyczepy ulewny deszcz. Nad ranem burza uspokaja się i daje nam spokojnie dospać do siódmej. Wstajemy z niepokojem spoglądając w niebo. Nie jest źle… Po deszczu ani śladu nie licząc kilku kałuż i mokrej trawy, a na niebie ledwie kilka białych chmurek. jest chłodno ale prześwitujące od strony morza słoneczko zaczyna dawać trochę drogocennego ciepełka. Jemy śniadanie i w drogę. Kilka minut po dziewiątej jesteśmy już na parkingach przed PGE Arena w Gdańsku. Krótki tour po okolicy i witam się z wszystkimi znajomymi. Trochę straszą mnie kłębiące się na horyzoncie gęste czarne chmury, ale co tam… Co ma być to będzie. Rozgrzewam się i dosłownie trzy minuty przed startem staję obok Piotra w boksie startowym. Ruszamy… Jadę za Piotrem uważając aby się nie potknąć o nogi któregoś z jadących obok rolkarzy. Tempo jazdy jest dość imponujące. Pierwsze kółko robimy w czasie 18minut, następne już tylko 16minut. Fajnie…. mamy czas na godzinę i dwadzieścia pięć minut. Jeśli utrzymam tempo Piotra to będzie rewelacja. Na drugim okrążeniu dołącza do nas jedna koleżanka z KKSW Krak z Gdyni, a chwile później jeszcze jedna… Jedziemy razem rozwijając sporą prędkość na prostej podczas trzeciego okrążenie. W połowie okrążenia niestety odpadam nie wytrzymując prędkości jazdy. Pod koniec kółka doganiam Krzyska G. który przeżywa kryzys i wyprzedzam go jadąc dalej swoim tempem. Nie czuję się jakoś mocno zmęczony. Jadę spokojnie sam nauczony doświadczenie z poprzednich maratonów i czekam aż dogoni mnie jakaś grupka do której będę mógł się dołączyć. Po nawrotce, gdy mozolnie zmagam się z wiatrem, wyprzedza mnie kilkuosobowa ekipa a w niej Krzyś G. Zapraszają mnie do pociągu, a ja skwapliwie wskakuję za Krzyśka. Zmieniamy się co jakiś czas i tak szczęśliwie kończę czwarte kółko. Po okrążeniu Areny nasza grupka jakoś rozpada i wbijam się w większą która tyle co mnie wyprzedziła. Tempo jazdy wzrasta z każdym kolejnym kilometrem ostatniego okrążenia. Trzymam się blisko Krzyśka starając się nie stracić z nim kontaktu wzrokowego. Sytuacja zmienia się bardzo szybko i łatwo można niepostrzeżenie wypaść z kolejki, a pod wiatr to już nie  ma coc myśleć o dogonieniu grupy. Na finiszu ledwie daję rade dogonić Krzyśka któremu rok temu na Biegu niepodległości obiecałem, że jeszcze się z nim pościgam… Wyprzedzam go chyba o długość nogi. Świetna zabawa. Dzięki Krzysztof za wspólna jazdę. Mam nadzieje, ze pojedziemy razem w Berlinie. Maraton kończę z czasem 1:34:12, co daje mi 149 miejsce w open i 37 w kategorii M40. Życiówka !!!Wynik ten osiągnąłem dzięki treningom z Blu Redanem i Krzychem Plichem, oraz pierwszym dwóm kółkom z Piotrem M. Dzięki chłopaki ! Roll4life !!! Zostanę tu jeszcze jeden dzień. Poleżę na plaży. pochodzę w morzu… Wykorzystam ostatnie dni ciepełka. Mam nadzieję że pogoda dopisze…

Maraton Solidarności 06Maraton Solidarności 01Maraton Solidarności 02Maraton Solidarności 03Maraton Solidarności 04Maraton Solidarności 05Maraton Solidarności 07Maraton Solidarności 08

Maraton Sierpniowy

Fresh

Posted 28 sierpnia 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , ,