Archive for the ‘wyścigi’ Tag

Poznań półmaraton 01.04.2012   3 Komentarze

Przechwytywanie

Do poznańskiego półmaratonu przygotowywałem się dość długo, zważywszy na fakt, że jest to dość mało istotny wyścig. Jednak otwarcia sezonu chyba każdy wyczekuje  ze spora dozą niecierpliwości. O wyścigu zacząłem myśleć już pod koniec stycznia, gdy po miesiącach spędzonych na budowaniu tak zwanej bazy rozpoczynałem trening wytrzymałościowy. Zmiana intensywności ćwiczeń szybko dała o  sobie znać i osłabienie odporności odbiło się (na szczęście niezbyt długą ) infekcja która spowodowała konieczność przerwania treningów na ponad tydzień. Gdy w lutym wznawiałem treningi  wiedziałem już, że na poznański wyścig będę jeszcze w końcowej fazie przygotowań. Nie przeszkadzało mi to w zasadzie, aż do czasu gdy pierwszy raz w tym roku wybrałem się na trening na Krzesiny. Pierwsza samotna mordercza walka z Krzesińskimi powiewami wiatru otworzyła mi oczy na to jak daleko w tyle jest moja wytrzymałość. Treningi rolkarskie poprzedzałem jeszcze treningami siłowymi bardzo skrupulatnie konsultowanymi z Emilem H. Następne jazdy przeplatane ćwiczeniami izometrycznymi, plyometrycznymi i slideboardem wcale nie były lepsze i w połowie marca powoli zaczynałem odczuwać coraz większą obawę co do wyniku poznańskiego półmaratonu. Ostatni mocny trening na tydzień przed wyścigiem tchnął we mnie nieco nadziei w przyszłość. Mój organizm zaczynał coraz lepiej znosić duże obciążenia aerobowe. Ostatni tydzień zgodnie z zaleceniami Emila miał być kluczowy.  Zatem regeneracja przed startem i ładowanie akumulatorów.

Półmaraton Poznań 2012b 001

Półmaraton Poznań 2012b 002

 

Tegoroczna trasa wyścigu nieco zmieniona i z odwrotnym kierunkiem biegu. Najogólniej rzecz ujmując pojedziemy w druga stronę niż poprzednio… Może być ciekawie. Dużym wyzwaniem będzie końcowy podbieg/podjazd ulicą Baraniaka. Dotychczas był to początkowy element wyścigu z kierunkiem jazdy w dół.

Dzień przed dręczy mnie straszna niepewność… Co będzie jutro…? Łapię większego stresa niż normalnie. Popracowałem trochę tej zimy i bardzo bym chciał aby było to widać. Rankiem w dzień wyścigu pada śnieg. Nie poprawia to mojego nastroju jeśli chodzi o niepokój jaki mnie dręczy w środku. Świadom tego, że niepotrzebnie się spalam, szykuję się do wyścigu starając uspokoić nieco głowę. W zasadzie wszystko mam już przygotowane. Rolki i ciuchy przygotowałem poprzedniego wieczoru, zatem pozostało zjeść śniadanie, ubrać się i w drogę. Na miejscu jesteśmy prawie godzinę przed startem. Jak co roku parkujemy na osiedlu w niedalekiej odległości od startu. Siedzimy chwile w samochodzie zastanawiając się co zwiastuje czarna chmura która zakotwiczyła na północno wschodnim krańcu Poznania. Zaczynam się rozgrzewać gdy dojeżdża do nas Blu w niebiańskim jeszcze nastroju po imprezie poprzedniego dnia. Podziwiam kondycję tej “maszynki do zwyciężania”.  Prawdziwy “STREET FIGHTER” Roll4life. Rozgrzewam się w porywistym wietrze. Trochę biegam, kilka ćwiczeń i zakładam rolle. Nacieram nogi sixtusem. Jest tak zimno że ten rozgrzewający specyfik wydaje się być konieczny aby nie utracić ciepła podczas oczekiwania na start. Olejek ma tez działanie psychologiczne. Daje poczucie że zrobiło się więcej niż inni… Niby nic ale działa pozytywnie. W boxie startowym spotykam starych znajomych.

Startujemy punktualnie. Komfort nieznany mi wcześniej w wyścigach XCMTB. Staram się złapać do dobrej grupy. Jakiś czas jadę w grupie z Piotrem J. Czuję się bardzo niepewnie w ogonku. Jakiś czas jadę pierwszy ponieważ urywa mi się czoło grupy a nie chcę za bardzo wyrywać żeby starczyło mi siły na później. Po siedmiu kilometrach staram się wycofać nieco na tył grupy żeby odpocząć. Potykam się o nogi zawodniczki za która chowam się w grupie i wypadam na lewa stronę jedni z trudem łapiąc równowagę. Naciągam dość mocno mięsnie pleców w komicznym tańcu który zapewnia mi stabilność. Do końca wyścigu będę już czuł ten mięsień… Jedziemy…  W zasadzie dość spokojnie, cały czas pod wiatr, na Hetmańskiej opadam z sił i tracę kontakt z grupa w której jedzie Piotr J. Trzy wzniesienia na tej ulicy dobrze już dają mi się we znak. Wieje porywisty wiatr w twarz i nie mam się za kim schować. MASAKRA… mimo tego średnia prędkość w okolicach dziesiątego kilometra wychodzi mi około 26km/h. Skręcamy w Rolną. Asfalt jest mokry. Przede mną grupka jakieś 20 metrów. Gonić! – podpowiada mi głowa. Nie dam rady odzywa się serce. Takie dialogi od tej chwili zaczyna mój organizm prowadzić sam ze sobą… Odpuszczam nieco… tętno mi się uspokaja i w ulice. Wspólną zjeżdżam już na luzie… Moje zachowawcze zjeżdżanie nie wpływa dobrze na pozycje jaka zajmuje po zjeździe. Grupa przede mną oddala się. Oglądam się w tył i nie widzę nikogo na kogo warto by poczekać. Drogą Dębińską jadę sam mając stratę jakieś 150 metrów. Za mną na 200 metrów nikogo. Jadę. Nie ma sensu czekać na następna grupę. Całe 6 kilometrów walczę z wiatrem. W głowie wojna… Nie pamiętam już o czym myślałem, ale szczęki bolały mnie w tedy od zaciskania zębów ze złości. Widziałem jak oddala się ode mnie i znika w oddali grupka w której mogłem jechać chroniąc się od wiatru… Do królowej Jadwigi docieram sam. Za mną ekipa ciągnie cały czas jakieś 250-300 metrów. Zwalniam… może mnie dogonią i dam radę złapać oddech? Na Garbarach czekam nasłuchując charakterystycznego szumu doganiających mnie rolek. Nic… Jadę… Oglądam się za siebie w połowie ulicy, a grupa za mną cięgle pozostaje jakieś 250 metrów.  Zakręt w prawo po bruku i już nie czekając staram się gnać do przodu. Koło polibudy i po chwili już wjeżdżam w Baraniaka. Dogania mnie jakiś zawodnik w czerwonej koszulce. Kurczę – myślę – pierwszy który mnie wyprzedza… Przyspieszam gdy robi się pod górkę. Wyprzedzam… przed nami jeszcze jedno wzniesienie i zakręt nad Maltę… Na zjeździe zostawiam gościa w tyle i resztkami sił podganiam jeszcze bardziej… Na ostatnim zakręcie słyszę przenikliwy wrzask i pisk: “Freeeeesh!!!” To mój nowy Fanklub składający się z koleżanek Pajęczaka. DZIĘKI dziewczyny!!!  boski widok !!! Uśmiech Śliczności Uśmiech

Półmaraton Poznań 2012b 003

Na mecie wciskam guzik Polara. Kątem oka (którego z fizycznego punktu widzenia, nie posiadam) zauważam 57:…minut… Qrwa – myślę – no źle jest. Miało być lepiej niż rok temu tymczasem już po wstępnej analizie (kątem oka oczywiście) jest o minutę gorzej… Odbieram kawałek metalu na wstążce jako zadośćuczynienie moim wysiłkom i zamieniam louigino boots  na asics’y. Nie są takie wygodne, ale przynajmniej nie mają kółek Uśmiech. Starając się powrócić do naszego pojazdu który zaparkowaliśmy nieopodal napotykamy na scenę w której jakiś pojebany ochroniarz wyżywa się na rolkarzu który chciał przejechać przez trasę na druga stronę. Pewnie tak jak my miał pojazd po drugiej stronie trasy wyścigu. Niczym nie sprowokowana agresja wzbudza we mnie niesmak zatem rzucam hasło pajęczakowi i ten uwiecznia BURAKA na zdjęciach… Nie chciał podać nazwiska… Numer 519 jakby co…

Półmaraton Poznań 2012 128

Odwrócenie kierunku biegu trasy nadało jej zapewne nieco świeżości. Watr który dość mocno wiał na trasie, zwłaszcza na jej najdłuższym odcinku zapewne bardzo dal się zawodnikom we znaki. Wielu (sądzę po sobie) zapewne nie osiągnęło zakładanego na ten wyścig celu, ale wszystko zależy od punktu widzenia. Zatem podsumujmy może fakty. Pojechałem z bardzo zbliżonym czasem do zeszłorocznego, suma podjazdów i zjazdów bardzo zbliżona (2% więcej zjazdów w tym roku), długość trasy identyczna, warunki atmosferyczne dużo gorsze (niższa temperatura i przez większość trasy dość silny wiatr), w roku 2011 zająłem 83 miejsce w open i 11 miejsce w swojej kategorii, w 2012 roku zająłem 60 miejsce w open i 9 miejsce w swojej kategorii. Zatem, było nie było jakiś tam progres jest, ale zadowolony z siebie nie jestem… Z minusów:  w roku 2011 pojechałem na 96%HR max w w 2012 roku na 94%HR max, a większość moich kumpli (właściwie to wszyscy jak zwykle…) odjechało mi daleeeeeeeko do przodu Cóż… życie pokaże co będzie w Krakowie.

image

pozdrawiam Fresh

Slideboard – trening techniki na sucho.   1 comment

 

slide_animatedOd dłuższego czasu zastanawiałem się nad zbudowaniem tego ustrojstwa. Zima sprzyja treningom na sali i siłowni, ale styczeń to ostatni dzwonek na specjalistyczne przygotowania do wyścigów na rolkach. Jak to zrobić? Jest wiele specjalistycznych ćwiczeń dla uprawiających

ten piękny sport zawodników, wykorzystujących podstawowe narzędzia dostępne w prawie każdej siłowni i w każdym dobrym klubie fitness. Osobiście od października korzystam z usług jednego z lepszych klubów poznańskich pod okiem personal trenera Emila H. Wbrew pozorom doświadczenie w budowaniu masy mięśniowej i wytrzymałości bardzo ułatwia sprawę. Nie bez znaczenia jest również spojrzenie z dystansu innej osoby na nasze “hard body” i dobranie oraz skorygowanie odpowiedniego układu ćwiczeń i obciążeń. Po etapie budowy masy i następnie wytrzymałości przychodzi czas na specjalizację. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na to jak ćwiczą najlepsi. Oglądając jak trenuje Joe Mantia wiedziałem, że jednym z kluczowych ćwiczeń są treningi na slideboardzie. Trochę popytałem, poszperałem w necie i postanowiłem zbudować samemu takie proste urządzenie.

Konstrukcja slideboarda okazała się prostsza niż z początku myślałem a materiały można kupić w każdym sklepie z materiałami budowalnymi. Podstawowym elementem konstrukcji jest płyta wiórowa laminowana o wymiarach 60x 18×2500 mm. Może być oczywiście grubsza , ale cały zestaw jest już i tak dość ciężki, a grubsza płyta niepotrzebnie zwiększy jego masę. Odbojnice na końcach deski wykonałem z dwóch kawałków heblowanego drewna sosnowego (jest miękkie więc poprawi nieco komfort użytkowania). Przymocowałem je za pomocą trzech śrub meblowych wpuszczanych od spodu, aby nie rysowały podłogi. Od spodu powierzchnię wykleiłem taśmą antypoślizgową. Deskę nie układam bezpośrednio na podłodze, a na macie antypoślizgowej (dostępna w w każdym sklepie sportowym). Pomimo zastosowania maty deska nie była wystarczająco stabilna i często się przesuwała, zwłaszcza gdy nabierałem prędkości i odepchnięcia stawały się mocniejsze, Po zastosowaniu dodatkowej taśmy na spodzie deski jest bardzo stabilnie. Na zdjęciach w sieci widziałem, ze odbojnice od wewnątrz podklejone są jakąś gąbką aby amortyzować uderzenia stopą w brzeg drewna. JA tego nie zrobiłem i w zasadzie nie przeszkadza mi to. Może gdybym ćwiczył w samych skarpetach to miało by to jakieś znaczenie. Na buty zakładam stare frotki z mopa parowego który jesienią się popsuł i to jedyna rzecz która po nim pozostała w nadziei ze jeszcze się przydadzą. No i przydały się. Powierzchnię deski nasmarowałem woskiem samochodowym i wypolerowałem. Można również użyć wosku do mebli – tez daje niezły poślizg.

Sam trening na tym urządzeniu nie jest taki prosty jak się wydaje w wykonaniu Joe ale zapewniam wszystkich którzy jeszcze nie próbowali – DAJE W KOŚĆ … i podobno bardzo dobrze wpływa na jakość techniki jazdy i odepchnięcia. No cóż… Poćwiczymy , zobaczymy Uśmiech.

Poniżej kilka fotek (kot nie wchodzi w skład zestawu, ale dobrze się nim poleruje deskę )

slideboard 007slideboard 008slideboard 010slideboard 012slideboard 015slideboard 016

Posted 7 lutego 2012 by freshmtb in sprzęt

Tagged with , , ,

4 Skate Maraton Borów Dolnośląskich–Osiecznica 26.06.2011   9 Komentarzy

Osiecznica 1

 

 

 

Zu Beginn möchte ich zwei bestimmten Spielern zu danken. Susann und Chrystian Obst – Skating Team SCC Berlin. Für wunderbare Arbeit, die sie führende Gruppe in dieser Marathon gemacht, und dank der Arbeit von dem ich es geschafft, die 01:40 Zeit zu brechen. Vielen Dank Uśmiech und Sorry für die deutsche Sprache Bias

Osiecznica Maraton

Wyjazd sobotę 25 czerwca. Jedziemy z Pasią, Redanem i Szmytą. Pechowo się zaczyna ponieważ, przed samym wyjazdem podrzucam Pajęczaka do babci i schodząc po schodach boleśnie wykręcam nogę w kostce. Niby nie jest źle. Przez całą drogę nie czuję bólu, a podróż mija nam spokojnie. Parę minut po szesnastej docieramy do Bolesławca, gdzie zarezerwowany mamy nocleg. Mieszkamy obok kościoła Uśmiech. Na szczęście śniadanie mamy zamówione na siódmą, więc dzwon na poranną sumę nie będzie nam przeszkadzał w spaniu. Cały krakowski team mieszka w tym samym pensjonacie i już chwilę po przyjeździe poznajemy naszych współlokatorów. Po rozmowie z prezesem Jackiem, dowiadujemy się o zaplanowanym na dzisiaj objazdem trasy. Przed osiemnastą zbieramy się w pełnym rynsztunku i jedziemy do położonej nieopodal Osiecznicy zbiera się tu całkiem niezła ekipa około dwudziestu zawodników. Jest drużyna z Niemiec  i z Trójmiasta. Wspólnie w spokojnym tempie przejeżdżamy najniebezpieczniejszą naszpikowaną wieloma niebezpiecznymi zakrętami część trasy. Wspaniałe miejsce do trenowania. Praktycznie zerowy ruch, dość dobra nawierzchnia i przepiękna malownicza okolica. Trasa wydaje się być bardzo sumiennie przygotowana. Wszystkie ubytki i skazy na asfalcie zostały pieczołowicie zaznaczone farbą, a gałęzie i liście normalne w lesie zostały starannie z asfaltu wymiecione… Doskonała robota.Aż chce się jeździć… Małe obawy wzbudzają we mnie bardzo malownicze chmurki, ale z nich chyba deszczu nie będzie. Mam nadzieję…  Po przejechaniu nieco ponad dziesięciu kilometrów odczuwam wilczy apetyt i w drodze powrotnej wpadamy do pizzerii i bierzemy po pizzy na głowę, na wynos. Konsumujemy spokojnie w pokoju. Redan z Rafałem wybierają się jeszcze wieczorem do sklepu po wodę do picia na jutro. Przed snem wcieram jeszcze maść na stłuczenia w obolałą nieco kostkę i w okolicy dziesiątej jesteśmy już w łóżkach.

Osiecznica 03

Rano budzimy się jeszcze przed kościelnymi dzwonami. Pyszne śniadanko przygotowane przez naszą gospodynię, krótki odpoczynek i ruszamy na start.Pogoda nie jest zbyt stabilna. Niebo zasnute chmurami i słoneczka ani widu… Na miejscu jesteśmy przed dziewiątą i odbieramy pakiety startowe, a Pasia zapisuje się na bieg 2km. Mży drobny deszczyk i jest zimno. Wszyscy po kolei zaczynają zmieniać kółka i łożyska. Ja pozostaję na razie przy swoich starych SKF’ach i Atomach. Mam nadzieję, że lekka mżawka nie przerodzi się w większy deszcz i nie potworzą się kałuże. Musiał bym w tedy zmieniać koła na bardziej miękkie. Jest tylko 15o C. Szkoda, że nie zabrałem ocieplaczy na kolana. Na godzinę przed starem zaczynam się powoli szykować. Zakładam strój KKSW. Obolały cięgle staw skokowy smaruję dość obficie maścią z Ibupromem. Dobrze zawiązany but unieruchamia obolałe miejsce i nie jest źle. Po krótkiej rozgrzewce nieco przed jedenastą następuje uroczyste otwarcie i udajemy się na miejsce startu oddalono o małe 2km . Start odbywa się za miasteczkiem w głębi lasu. Tutaj szosa jest bardzo mokra. Momentami spod kółek strzelają fontanny wody i jest ślisko. Ciężko będzie się tutaj rozpędzić, a dobre ustawienie na starcie pozwala załapać się do dobrej grupy. Spokojnie ustawiam się w środku stawki, wiedząc, że nie mam czego szukać w czołówce. Dołącza do mnie Jakinton. Po starcie przeskakujemy z grupki do grupki, aby ostatecznie przez kilka kilometrów prowadzić jedną z nich. koło czwartego, może piątego kilometra wyprzedza nas właśnie małżeństwo Obst.

Osiecznica 02

Postanawiamy z Jakintonem wskoczyć za nich. Udaje się. Suniemy z dużą prędkością bez większego wysiłku. Jakość nawierzchni zmienia się co chwilę ale w zasadzie raczej jedziemy po suchym lub lekko mokrym asfalcie. Spoglądam na pulsometr. Jest nieźle tętno nieco powyżej 90%, a czuję się doskonale. Mijamy nawrotkę dla wyścigu na 16km i jedziemy dalej w kierunku miejscowości Parowa, gdzie dopinguje nas Borek (kolega z Puszczykowa). Doganiamy grupę która jedzie przed nami i nasi niemieccy zawodnicy dołączają do swoich ziomków zza Odry, a my z Jakintonem podciągamy nieco do przodu i łapiemy się do kilkuosobowego składu, nadającego podobne tępo do poprzedniej grupki. Gdzieś koło osiemnastego kilometra zaczynam odczuwać ból pleców. Jakinton ma taką samą dolegliwość, ale po wymianie kilku zdań kontynuujemy jazdę. W zasadzie po początkowej roszadzie w naszej grupie nic się nie zmienia. Nasze grupki wymieszały się tworząc nawet niezłej wielkości peletonik na czele którego widzę znów naszą niemiecką parę. Jedziemy z Jakintonem gdzieś na szóstym miejscu w grupie, a niemiecki zawodnik jadący tuż przed Jakintonem ciągle gubi rytm zostaje, podciąga, przestaje się odpychać i tak w kółko. Fatalnie się za nim jedzie. Przy kolejnym przejeździe przez szosę w Parowej ponownie widzę na poboczu Borka. Coś tam krzyczy, ale staram się nie dekoncentrować. Jest ślisko i co chwilę moczy nas drobny deszczyk.

Osiecznica 04Jadąc w kierunku miejscowości Ołobok Jakinton rozcina sobie palec, chyba podczas odkręcania jakiejś fiolki z odżywką. Wiedząc, że za chwile będzie nawrotka i pojedziemy ta sama drogą z powrotem, woła do dzieci stojących przy drodze prosząc o plaster. Zawracamy na małej pętli dla autobusów i za chwilę widzę z daleka grupkę dzieciaków machających do nas kawałkiem plasterka dla Jakintona. Zuchy… Niestety jedziemy z taka szybkością że mojemu koledze nie udaje się przejąć cennego plastra i dalej krwawi. Znów docieramy do Parowej i skręcamy w kierunku Długokątów. Ciągle zmieniający rytm zawodnik niemiecki zaczyna i mnie drażnić. Wypatruję z niecierpliwością momentu w którym będzie można wskoczyć przed niego i na jakieś 9km przed metą wykorzystując jakieś małe przetasowanie albo zamieszanie w czołówce grupy, wskakuję za Christiana O. i dalej jadę za nim i jego żoną i jeszcze jednym zawodnikiem z Silesia Skating w równym tempie. Widać, że wiele kilometrów pokonują wspólnie bo jazda jest bardzo rytmiczna i równa. Odpoczywam…. Czuję się na prawdę dobrze… Pogoda się nieco ustabilizowała i już nie moczy nas mżawka. Asfalt jest w zasadzie suchy. Doganiamy kolejnych samotnych zawodników którzy dołączają do naszego peletonu. Niektórzy próbują się wcisnąć do czołówki grupy powodując małe zamieszanie, ale w zasadzie pomimo zmieniającej się ciągle jakości nawierzchni jedzie mi się wyśmienicie. W odległości około 3km do mety z grupy ostro wyrywa jakiś niemiecki team. Bojąc się ze nie dam rady nie dołączam do nich. Widząc jak się oddalają zastanawiam się czy powinienem dojechać do mety razem z peletonem. Na finiszu może być ciasno. Każdy będzie chciał coś ugrać dla siebie. Widząc już z daleka tabliczkę z napisem “1km do mety” wyrywam z grupy i cisnę ile sił do przodu. Przez chwile wydaje mi się, że ktoś jedzie za mną ale nie oglądam się za siebie finiszując mocno przez ostatni kilometr. Swoim zrywem nadrabiam nad grupą 16 sekund i wpadam na metę z czasem 1godzina 39minut i 44sekundy. Jakinton przyjeżdża z peletonem dokładnie o 16 sekund później. Jadąc do końca w grupie nie “złamałbym” czasu 1:40. Wspaniały wyścig. Pomimo tak dobrego jak dla mnie czasu nie czuję się wcale mocno zmęczony. Dopiero po zdjęciu butów czuje jak bardzo bolą mnie stopy i nadwyrężona kostka. Ledwo mogę chodzić… Po godzinie jednak dolegliwości te nieco ustępują, mogę się już swobodnie poruszać i dryfuję po polance zagadując znajomych jak im poszło. Potem już tylko odbieramy dyplomy, słuchamy ogłoszenia wyników i koło piętnastej wracamy do naszej kwatery na obiad, prysznic, pakowanko i wracamy do domu. Podróż mija spokojnie, pomimo zwiększonego nieco niedzielnym popołudniem ruchu. Wspaniały weekend. Za rok na pewno tu wrócę aby poprawić swój wynik Puszczam oczko.

Fresh.

Posted 27 czerwca 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , , , , ,

Cracovia Maraton – Kraków 16.04.2011.   Leave a comment

cracovia maraton 036a

 

To miał być mój pierwszy pełny maratoński dystans na rolkach… Po starcie w Poznaniu realnie oceniłem swoje siły w maratonie na czas w okolicy dwóch godzin… Nie czuje się jakoś mocno ostatnio… Umawiam się z moim przyjacielem z Krakowa Rysiem P. na nocleg u niego w domu i szykuję się do wyjazdu w piątek, dzień przed wyścigiem. Pogodę z dnia na dzień zapowiadają coraz lepszą, zatem z coraz większym optymizmem oczekuję piątku. Przed samym wyruszeniem w trasę Około godziny 12 w południe, Marek z „Martom-Bike’u „ (firmy która szyje dla nasz stroje i koszulki) przywozi mi obiecane dla „Krakusów” ubrania. Wrzucam wszystko do bagażnika i po kilku minutach razem z Pasią jesteśmy już w drodze. Późnym popołudniem docieramy do Krakowa i wieczór spędzamy wspólnie z Rysiem i jego wspaniałą rodziną popijając czerwone winko i snując wspomnienia wspólnie przeżytych chwil na TransCarpatii. W sobotę od rana jedziemy odebrać mój pakiet startowy i przy okazji zapisać Pasie i Ludwika na mini maraton – bieg na dystansie 4100 metrów który odbywał się będzie na godzinę przed startem rolkarzy. Później Pasia zwiedza Kraków, a my spotykamy się całą klubową gromadą na sesję fotograficzną dla sponsorów i dla potrzeb klubu. Przed godziną piętnastą czekam już na Pasie i Ludwika. Docierają na ostatnią chwilę. Użyczam jeszcze schronienia ciuchom jakiegoś biegacza, który zobowiązuje się poczekać na mnie przy samochodzie po biegu i idę dopingować moich minimaratończyków. Po dwudziestu kilku minutach obydwoje są już na mecie i mogę spokojnie zając się własnym przygotowaniem do startu. Rozgrzewam się biegając wzdłuż ulicy 3-go maja, zakładam rolki, trochę gimnastyki, trochę jazdy i w zasadzie po 30 minutach jestem gotów. Wpycham się od czoła nieco do tyłu aby nie przeszkadzać ścigaczom ale Jacek W. nasz prezes przesuwa nas wszystkich do przodu, aby można nam zrobić fajną fotę. Wbijam się ponownie nieco głębiej i czekam na sygnał do startu. O dziwo jestem zupełnie spokojny, IMGP9211achociaż w ostatnich minutach tętno mi nieco podskoczyło. Startujemy… Ogromne zamieszanie i tłok… Ktoś wkłada mi swoją rolkę pod koła i tracę na chwilę równowagę. Staram się jakoś przedostać w bardziej bezpieczne miejsce, ale chyba takowego nie ma… Po kilku minutach zmykamy pierwsze kółko i robi się jakby trochę luźniej. Na drugim okrążeniu zawiązuję spółkę z zawodniczką z Tomaszowa Lubelskiego i następne sześć obrażeń jedziemy dając sobie mocne zmiany na złapanie oddechu. Tępo jest całkiem niezłe jak na moje możliwości. Zerkam co chwilę na pulsometr- 100% mocy… jedziemy z prędkością która celuje w wynik na godzinę czterdzieści… Łykam Power Bara i wytrzymuję tak do szóstego okrążenia osiągając w połowie maratonu czas ok 52 minuty (dużo lepiej niż na poznańskim półmaratonie) Na siódmym kółku odpadam… nie daję rady utrzymać tępa jazdy dużo młodszej koleżanki i w połowie okrążenia dziękuję ślicznie za owocną współpracą i dalej jadę sam rozglądając się za kimś do kogo mógłbym się podczepić. Zjadam drugiego power bara. Zerkam często na swój licznik i widzę jak powoli średnia jazdy spada mi z prawie 25km/h 24,5… 24,4… 24,3… Kurczę – myślę – szkoda by było nie wykorzystać takiej średniej… Odpoczywam jeszcze do końca okrążenia i staram się utrzymać (czyt. spowolnić spadanie średniej) tępo. Kilkakrotnie ktoś z wyprzedzanych przeze mnie zawodników łapie się za mną w „tunel” dając mi na chwilę nadzieję, że może ktoś da mi na chwilę zmianę… dziesiąte okrążenie pokonuję już prawie siłą woli. Jedynie świadomość, że juz nie daleko i że wstyd było by się poddać dodaje mi na tyle siły, że nie kładę sie na środku asfaltu. Ostatnie dwa okrążenia wstepują we mnie nowe siły. Może dlatego że widać już „koniec”… Staram się jechać mocno i równo. Znów zaczynam wyprzedzać (być może dublować) innych zawodników. Na metę wpadam z czasem 1:52:13 szczęśliwy, że udało mi się skończyć. Odbieram medal i ktoś pomaga mi się pozbyć chipa z kostki. Rysiu, Karol i Pasia zrobili masę zdjęć. Chwilę jeszcze bryluje pomiędzy zawodnikami zagadując to tu to tam po czym zegnam się z klubowiczami i wracamy do Rysiowego mieszkania. Gorąca kąpiel, przepyszny obiad zrobiony przez Helenę i ogóreczki w śmietanie… (mniam…) Wieczorem czerwone winko i wspominań ciąg dalszy. Rano w niedzielę długa podróż do domu i pierogi które odbijały mi się do samego wieczora zjedzone w knajpie pod Wrocławiem. Udany weekend, wspaniała ekipa, świetny wyścig i ogromna ilość wrażeń. Następny wyścig już za miesiąc, ale nie wiem czy uda mi się pojechać na maraton metropolii (praca…)

Fresh

 

Kraków Błonia  cracovia maraton 161aa1 cracovia maraton puls

Posted 18 kwietnia 2011 by freshmtb in Wyścigi

Tagged with , , , ,